- Nazywam się profesor Radley, uczę fizyki no i oczywiście jestem tutaj dyrektorem, ale mniejsza o to. - Mężczyzna już od samego początku wydawał się przesympatyczny co podniosło mnie trochę na duchu.
Usiadłam na krześle, położyłam ręce nerwowo na kolanach i starałam się nieco uspokoić.
- Widzę, że się denerwujesz. Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się. Na szczęście mój głos brzmiał naturalnie.
- Jak podoba się szkoła? Znalazłaś już bratnią duszę?
- Tak, poznałam Evelyn. Dogadujemy się, więc jest wspaniale. Cieszę się, że miałam okazję ją spotkać, wszystko mi pokazuje, opowiada co i jak. Jest niezastąpiona.
- To wspaniała dziewczyna. Trzymaj się jej, a nie zginiesz. No dobrze, to przejdźmy do rzeczy najważniejszych, bo widzę, że jesteś już nieco zmęczona. - mężczyzna podszedł do szafki i wyciągnął z niej grubą teczkę z dokumentami. - Zostałaś przydzielona do klasy B. Akurat klasa Eve. Zajęcia są między oddziałowe, więc nie wszystkie lekcje możecie mieć razem. Tutaj masz plan lekcji, zapoznaj się z nim starannie. - dyrektor podał mi kilka kartek - Nie musisz kupować książek, wszystkie sale sa w nie wyposażone. Wystarczą ci tylko zeszyty na notatki.
- Dziękuję.
- Jeszcze najważniejsze. Będziesz miała zajęcia z jeździectwa, więc potrzebuję zgody od rodziców.
W tym momencie serce niemal mi stanęło. Spodziewałam się wszystkiego. Tylko nie tego. Kiedyś kochałam jazdę konną, ale przez rodziców ten rozdział mojego życia dawno został zamknięty.
- Jazda konna? - spytałam niepewnie.
- Owszem. Odbywają się one w ramach WF-u, więc będziesz z nich normalnie oceniana. Zajęcia prowadzi profesor Hannah. O ile się nie mylę już jutro czekają cię pierwsze lekcje. Jeździłaś już kiedyś?
- Tak..
- To wspaniale, z pewnością sobie poradzisz. No dobrze, to by było na tyle. Witamy nową uczennicę w Liberty High School. No i do zobaczenia w najbliższym czasie.
- Dziękuję. Do widzenia. - Wstałam pospiesznie i wyszłam z gabinetu.
Na korytarzu oczywiście czekała Evelyn. Uśmiechnięta od ucha do ucha, pospiesznie podeszła do mnie i od razu zadała pytanie - Jak było?
- Eeee, w porządku, jestem z tobą w klasie.
- No nie wierzę! - rzuciła mi się na szyje i mocno uścisnęła - To fantastycznie! Jejku jak się cieszę.
- Tak, ja też.. Chodzisz na zajęcia z jeździectwa?
- Nie, a ty będziesz?
- Na to wygląda..
- To świetnie! - ponownie krzyknęła z radości, ale po chwili ten entuzjazm zgasł. - Nadia też jest na tych zajęciach.
Przewróciłam oczami i ciężko westchnęłam - Trudno, jakoś sobie będę musiała poradzić. Chodźmy już - wzięłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Nie tędy. - Zza rogu wyszedł Gabriel. - Evelyn, czemu nie reagujesz?
- Chciałam dać jej się wykazać.
- Ughh, prowadź do wyjścia.
- A tobie gdzie się spieszy? - chłopak zapytał ze śmiechem.
- Doprawdy zabawne. Jestem zmęczona, chciałabym się już rzucić na łóżko i odpocząć.
- No dobrze, dobrze, idziemy śpiąca królewno - Miałam ochotę go walnąć i to mocno, ale odpuściłam to sobie kiedy puścił się biegiem wzdłuż korytarza. Jestem leniwa, to trzeba przyznać.
***
Po piętnastu minutach byliśmy pod moim domem. Taty jeszcze nie było, bo podjazd był pusty. Całe szczęście, nie będzie męczących pytań o pierwszy dzień w szkole. Bo co niby miałabym powiedzieć? "Cześć tato, było super, jakaś dziewczyna mnie pobiła, straciłam przytomność, ale wszystko w porządku." To z pewnością nie wchodziło w grę. Będę kłamać jak z nut. Zawsze mi wierzy.
Po chwili sobie przypomniałam, że obok mnie nadal stoją Eve i Gabriel.
- Dzięki za odprowadzenie. No i do zobaczenia jutro.
- Cześć kochana - przytuliła mnie mocno - Nie zapomnij o zgodzie na zajęcia
- Zajęcia? Zgoda? - brunet się zaciekawił
- Alice będzie chodzić na jeździectwo. Czy to nie wspaniała nowina?
- No proszę, wkupiłaś się w łaski dyrektora, bo nie każdy ma szansę na takie zajęcia.
- Nie będę w to wnikać. Przepraszam, ale jedyne o czym myślę to iść spać. Do jutra. - odwróciłam się i ruszyłam w stronę ganku.
- A ze mną się nie pożegnasz? - złapał mnie za rękę i ponownie posłał przepiękny uśmiech
- Tak, na razie Gabriel. - w tym momencie chłopak pochylił się, chcąc pocałować mnie w policzek. Zręcznie wyślizgnęłam się z jego rąk i zniknęłam za drzwiami. Mało brakowało.
Rzuciłam torbę na szafkę i weszłam do kuchni.
- Cześć mamo.
- Hej skarbie - jak ja nie cierpię kiedy mnie tak nazywa. - Jak było w szkole? - jej wzrok powędrował na moje ramię.
Jaka ja jestem głupia. Nie opuściłam podwiniętego rękawa. Nie zasłoniłam opatrunku po wkłuciu igły od kroplówki.
- Co ci się stało w rękę?
- Nic.. Zadrasnęłam się rano o szafkę. Nic wielkiego. - uśmiechnęłam się
- W porządku. No więc, jak pierwszy dzień?
- Wspaniale. Mamo, jest taka sprawa.. Moja klasa ma przewidziane lekcje jeździectwa. Potrzebuję od ciebie zgody pisemnej.
- Nie zgadzam się! - usłyszałam za sobą zimny i niski głos ojca. - Nie dostaniesz żadnej zgody, zapomnij.
- Ale.. - próbowałam jakoś ratować sytuację.
- Koniec dyskusji.
- Deryl, może jednak zgódźmy się. Skoro tego pragnie, to czemu nie. - Byłam w szoku. Potężnym. To był pierwszy raz, kiedy mama stanęła w mojej obronie. Zawsze brała stronę ojca, ze wszystkim się zgadzała. A teraz jak gdyby nigdy nic, sprzeciwia mu się.
- Nie. - i to by było na koniec. Jedno słowo zakończyło jakiekolwiek nadzieje.
- Dzięki. - wyszłam z kuchni, wzięłam torbę i weszłam do swojego pokoju.
Historia powtarza się od nowa. Wszystko wiedzą najlepiej. Ile można. Kolejny raz rujnują moje marzenia. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Kolejny dzień, kolejne łzy, kolejne złości. I tak dzień w dzień, tydzień w tydzień. Wszystko się zmienia. Tylko nie rodzice.Kiedy zrobią coś ze względu na mnie? Kiedy w końcu ja będę mogła zadecydować o moim życiu? Jak będę pełnoletnia? Nawet wtedy będą wkraczać w moje życie. To bez sensu. Jeżeli mam o czymś zadecydować, to zrobię to teraz.Wstałam pospiesznie z łóżka i wyciągnęłam mój notatnik. Ułożyłam piękną formułkę zgody pisemnej, na końcu podrobiłam podpis ojca i spojrzałam na efekt końcowy. Wyglądało idealnie. Dyrektor z pewnością uwierzy. Nie martwiłam się o konsekwencje, bo i tak – prędzej czy później – moje oszustwo miało wyjść na jaw. Ale to będzie potem. Teraz jest teraźniejszość i będę z niej korzystać. Bez ingerencji rodziców.
Schowałam zeszyt do torby i włączyłam laptopa. Resztę dnia przesiedziałam przy facebook-u. Dostałam kilka zaproszeń od ludzi ze szkoły, których nawet nie znałam ani na oczy nie widziałam. Sprawdziłam pocztę, posłuchałam muzyki. Wieczorem wzięłam odświeżającą kąpiel, a później padnięta, rzuciłam się na łóżko i pospiesznie zasnęłam.
***
Witam! Kolejny rozdział miał być dopiero w przyszłym tygodniu, ale te 200 wyświetleń zachęciło mnie do wrzucenia nieco wcześniej. Mam tyle pomysłów co do wątków, ale niestety za mało czasu na pisanie. Ale powoli, powoli wszystko się rozkręca. To by było na razie na tyle... Życzę wszystkim wystrzałowego sylwestra i szampańskiej zabawy.
Pozdrawiam, Dżoana.
Na koniec jeszcze świetny kawałek <3