Biegłam ile sił w nogach. Nie patrzyłam na nikogo i na nic.
Mijałam domy, samochody i ulice. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia
przechodniów. Paliło mnie w gardle, słyszałam świst nierównego oddechu. Dusiły
mnie łzy, już ich nie trzymałam, pozwoliłam im swobodnie spływać po policzkach.
Droga do domu zdawała się nie mieć końca.

Eveline z początku nie chciała
mnie puścić. Bała się o mnie i ja to rozumiałam, jednak w tym momencie myślałam
tylko i wyłącznie o Gabrielu. Kiedy ostatni raz go widziałam, z jego oczu można
był wyczytać gniew, wściekłość i ogromne zdeterminowanie. Na prawdę chciał coś
zrobić mojemu ojcu. Całym sercem pragnął, żeby cierpiał tak jak ja, albo i jeszcze bardziej, ale Deryl Parker był
nieobliczalny. Gabriel nie miał z nim żadnych szans. Miałam najgorsze
przeczucia.
Do
domu było już tylko kilkaset metrów. Błagałam w myślach, żeby Gabriel się
rozmyślił, uspokoił i zawrócił. Jednak już z daleka spostrzegłam jego motor
zaparkowany na podjeździe pod domem. Gdyby moje serce mogło, to już dawno
wyskoczyło by z mojej piersi. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Nagle poczułam w
nodze przeraźliwie rwący ból. Myślałam, że zaraz się przewrócę. Skrzywiłam się,
jednak nie zwolniłam tępa. Nie w tym momencie. Kiedy byłam już pod domem,
przystanęłam i znieruchomiałam. Drzwi wejściowe były otwarte na oścież, a
Gabriel siedział na schodach na ganku. Miał spuszczoną głowę, nie mogłam
zobaczyć jego twarzy. Widziałam jak ciężko oddycha i zaciska z całych sił
pięści. Podeszłam powoli w jego stronę, starając ukryć się grymas bólu. Chcąc
nie chcąc i tak utykałam, więc po chwili zauważyłam zaniepokojone spojrzenie
chłopaka. Uśmiechnęłam się, tym samym odwracając jego uwagę. Usiadłam obok na
schodach i spojrzałam na niego.
- Nie ma go – warknął takim tonem, że przeszły mnie ciarki.
Chciałam, żeby poszedł do domu, odpuścił, ale po chwili się zorientowałam, że
przecież nie musi.
- I nie będzie przez tydzień. Wyjechał do Monachium na jakąś
konferencję. Gabriel, obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz – dotknęłam jego dłoni.
- Alice! – podniósł głos, ale natychmiast się zorientował,
że nieco przesadził i zapytał opanowanym już tonem – Czemu ty go ciągle
bronisz? – spojrzał na mnie z żalem – Dlaczego nie chcesz odpuścić?
- Nikogo nie bronię. Martwię się o ciebie, rozumiem, że
jesteś wściekły i z całego sera go nienawidzisz, ponieważ ja mam to samo.
Jednak nie znasz Deryla. Prędzej to on ciebie zabije, niż ty mu cokolwiek
zrobisz. Proszę cię, nie działaj na własną rękę.
- Przepraszam, ale tym razem nie mogę ci niczego obiecać –
wstał i odszedł.
***
- Mówisz, że wstał i poszedł? – Eveline podała mi kubek
gorącej, świeżo zaparzonej zielonej herbaty i usiadła obok mnie na kanapie.
- Tak jak mówię, nie wiem… Niby to dobrze, ale teraz mi go
trochę brakuje. Martwię się o niego, gdybyś widziała jak się zachowuje, jak
cały się trząsł z nerwów.
- Rozumiem, wcale mu się nie dziwię. Odczekaj trochę, daj mu
ochłonąć, wyluzować się. Pewnie musi teraz nad tym wszystkim pomyśleć,
zastanowić się co zrobić dalej. Nie oczekuj tylko, że on tak po prostu odpuści,
bo widać, że tego tak nie zostawi. Kocha Cię i nie chce, żeby działa ci się
krzywda.
- Może i masz racje. Myślisz, że jutro będę mogła z nim
porozmawiać?
- Pewnie tak, może nawet dzisiaj zadzwoni. Poczekaj trochę,
niedługo się okaże. Jak tam noga?
- W porządku. Myślę, że jest okej… Skąd wiedziałaś kiedy
przyjść? Czyżby Gabu do ciebie zadzwonił?
- Mówiłam, że mu na tobie zależy. Nie zostawiłby cię teraz
samej. Powiedział mi, żebym do ciebie zajrzała, bo nie najlepiej się czujesz,
więc jestem. Chyba mnie nie wygonisz? –
zaśmiała się.
- Oczywiście, że nie, jakże bym śmiała. Dziękuję, że
wpadłaś. Obawiam się jutrzejszego dnia w szkole. Dzisiaj odbyło się niezłe
przedstawienie, założę się, że po całej szkoły będą krążyć plotki na temat mnie
i Erica.
- Nie przejmuj się tymi snobami. Taka już kolej rzeczy,
pogadają i odpuszczą, w końcu temat im się znudzi. Najważniejsze, że wiesz jaka
jest prawda i nic, ani nikt tego nie zmieni.
W ten
sposób przesiedziałyśmy cały wieczór, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Poobgadywałyśmy niektórych nauczycieli, znane osoby w szkole, usłyszałam nowe
plotki i ciekawostki. Okazało się, że w przyszłym tygodniu mam sprawdzian z
chemii na który nic nie potrafię. Będę musiała przysiąść i porządnie wykuć cały
materiał. Narobiło mi się jednak trochę zaległości.
Pamiętam, jeszcze dwa lata temu
mogłam spokojnie uczyć się z tatą. Przysiadł ze mną przy biurku i tłumaczył mi
wszystkie lekcje. Pamiętam nawet, jak od czasu do czasu uczyła się ze mną
Grace. I wtedy było wszystko w porządku. Nie zauważałam żadnych złych sygnałów.
- Dobra dziewczyny, to
co teraz mam wam wytłumaczyć? Geografie już rozumiecie, z matmy to możecie
jechać na olimpiadę, także chyba osiągnęliśmy sukces.
- Ma pan racje, ale
myślę, że z olimpiadą nie powinnyśmy tak szaleć. Do mistrzów nam jeszcze trochę
brakuje. Jak na razie wystarczy piątka ze sprawdzianu. Myślę, że to w
zupełności nam wystarczy, prawda? – spojrzała na mnie uśmiechnięta.
- Jasne. Tato, to już
chyba będzie wszystko. Dzięki wielkie za wszystko, idziemy się teraz nieco
wyluzować, myślę, że pójdziemy na spacer. Wrócę pod wieczór. Nie musisz się o
mnie martwić.
- Nie muszę, nie muszę
, będziesz z Grace, nic ci nie grozi. No dobrze, idźcie przewietrzcie mózgi,
starczy nauki na dzisiaj. Alice – wyjął portfel i podał mi parę funtów. –
Trzymaj, kupcie sobie coś na osłodę, myślę, że to was trochę ożywi, bo jak na
razie to wyglądacie jakbyście miały zaraz zasnąć.
- Dzięki – dałam mu
całusa w policzek i wyszłam za przyjaciółką, zamykając za sobą drzwi.
Skrzywiłam się na samą myśl
o tym, że mogłam wtedy mieć z nim tak bliskie stosunki. Kochany tatuś z kochaną
córeczką. Przeszedł mnie dreszcz. Otrząsnęłam się i zorientowałam, że musiałam
na chwile przysnąć. Evelyn zostawiła karteczkę, że spotkamy się jutro w szkole.
Dopiero pod wieczór zorientowałam się, że moja mama musiała jechać z ojcem, bo
o tej porze już dawno powinna być w domu. Spojrzałam na Spike’a. Siedział pod
stolikiem i spoglądał na mnie tymi swoimi szczenięcymi oczkami.
- Jesteś głodny, co? - owczarek zaszczekał donośnym głosem i
zamerdał ogonem. Poczłapałam w stronę kuchni i wyjęłam z szafki puszkę z jego
ulubioną karmą.
- Może być z kurczakiem w sosie? – po raz kolejny usłyszałam
potwierdzenie. Uśmiechnęłam się i nałożyłam karmy do miski.
Kiedy pies został nakarmiony,
stwierdziłam, że też powinnam coś zjeść. Zrobiłam sobie trochę sałatki i
wzięłam do tego kawałek chleba z masłem. Tak zaopatrzona udałam się do swojego
pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zorientowałam, że wszędzie panuje
bałagan. Nigdy nie miałam czasu go posprzątać.
Dzisiaj również odmówiłam swojemu rozsądkowi i po zjedzeniu kolacji
poszłam spać.
***
Kiedy
wyszłam, byłam niemal pewna, że pod domem będzie zaparkowany motor, lub
samochód Gabriela. Mojemu zdziwieniu nie było końca, kiedy na schodach czekała
na mnie Evelyn.
- Ev? Gdzie jest Gabriel?
- Jeżeli nie chcesz, żebym tutaj była, wystarczyło
powiedzieć – uśmiechnęła się do mnie.
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi – przytuliłam ją –
Myślałam, że Gabu będzie czekał, zawsze czeka… – powiedziałam rozkojarzona i
ruszyłam w stronę szkoły.
- Ziemia do Alice! – pstryknęła mi palcami przed oczami –
Wiem, że się martwisz, ale spokojnie. Pewnie miał coś do załatwienia. Może
dzisiaj sobie odpuści szkołę, zobaczysz na miejscu. Mamy teraz biologię, a więc
będziemy przechodzić obok jego sali lekcyjnej.
Miałam
ochotę podejść i zadzwonić do jego domu, ale nie chciałam być napastliwa, więc
minęłam jego dom, nie wzbudzając w Evelyn żadnych podejrzeń. Podczas drogi do
szkoły powtarzałyśmy ostatnie lekcje, bo bardzo prawdopodobne było, że będą nas
pytać. Dobrze, że miałam ją przy sobie. Mniej myślałam o śmierci Grace, o tym,
ze jej już nie ma. Nie chodzi o to, że Eve mi ją zastąpiła, po prostu mogłam
tyle nie myśleć o wszystkich problemach i nie wracać myślami to tragicznych
wydarzeń.
Kiedy szłyśmy przez szkolne
podwórko widziałam ciekawskie spojrzenia. Słyszałam ciche szepty, ale już się
do tego przyzwyczaiłam. Byłam dziewczyną najpopularniejszego chłopaka w szkole.
Chcąc nie chcąc byłam na to skazana, a wczorajsze zamieszanie dolało oliwy do
ognia. Zignorowałam wszystkich i spokojnie weszłam do szkoły.
Na
biologii okazało się, że profesor oszczędził nam nerwów i odpuścił branie do
odpowiedzi. Wszyscy odetchnęli z ulgą, łącznie ze mną. Mimo, że się uczyłam,
nie czułam się pewnie i wolałam nie ryzykować. Przez całą lekcję robiłam
porządne notatki, żeby nie podpaść nauczycielowi. Raz nawet zapytał mnie o
kilka rzeczy, a że uważałam, mogłam mu spokojnie odpowiedzieć. Po chwili Evelyn
podała mi karteczkę. Spojrzałam zdziwiona na nią po czym w stronę tablicy, żeby
sprawdzić czy mogę spokojnie odczytać karteczkę. Kiedy „teren okazał się
czysty”, rozwinęłam pogięty skrawek kartki i przeczytałam jego treść: „Chyba
podoba mi się Eric”. Myślałam, że padnę, uśmiechnęłam się do niej, po czym znów
spojrzałam na liścik. Wcale jej się nie dziwię, ten chłopak był naprawdę niezły
i miał swój urok osobisty, który urzekł pewnie niejedną już dziewczynę. Już
miałam jej odpisać, kiedy nade mną stanął pan White.
- Mogę wiedzieć czym się zajmujesz? Bo to na pewno nie jest
moja lekcja.
- E… To nic takiego… Przepraszam bardzo.
- Proszę podejść do mnie po lekcji. – odwrócił się na pięcie
i z powrotem stanął przy biurku, kontynuując lekcję.
Zgięłam
kartkę i wrzuciłam do kieszeni. Spojrzałam na Evelyn i bezszelestnie poruszałam
ustami: po lekcji. Kiwnęła głową i wróciła do robienia notatek. Tak naprawdę,
to pewnie myślała o przystojnym brunecie. Że też wcześniej tego nie zauważyłam.
Postanowiłam coś z tym zrobić. Kiedy zadzwonił dzwonek udałam się do biurka
profesora White’a.
- Rozczarowała mnie pani, panno Parker. Ma pani coś na swoje
wytłumaczenie?
Milczałam. No bo co w końcu miałam powiedzieć? Wie pan,
musiałam pomóc mojej przyjaciółce w rozterkach miłosnych? Chyba by mnie wyśmiał
i pomyślał, że zwariowałam.
- W takim razie rozumiem. Ma pani szczęście, że wcześniej
uważała i że ma pani solidne notatki, w przeciwnym razie wylądowałaby pani w
gabinecie dyrektora. Proszę na jutro napisać dodatkowy referat na temat zawarty
w książce. Na ocenę. Do widzenia.
- Dziękuję, do widzenia.
Myślałam,
że będzie o wiele gorzej. Referat? Wystarczyło mi jedno popołudnie, żeby
spełnić zachciankę nauczyciela. Znając życie i tak go dokładnie nie przeczyta.
Odłoży go do szuflady, a ocenę wpisze, jaka mu się będzie podobać. Przynajmniej
nie musiałam się tłumaczyć w gabinecie dyrektora.
- I jak? – przyjaciółka wyskoczyła zaraz jak tylko wyszłam z
Sali – Bardzo źle?
- Referat, luzik. Trochę pomarudził, ale nic więcej. Napiszę
i będzie spokój.
- Przepraszam cię, naprawdę przepraszam, nie chciałam, żebyś
miała kłopoty.
- Daj spokój, nic takiego – rozejrzałam się po korytarzu i
zauważyłam klasę Gabriela, jednak chłopaka tam nie było, ale spostrzegłam inną
osobę, która w tym momencie była bardzo przydatna. Uśmiechnęłam się do Evelyn i
ruszyłam w stronę Erica.
- Nie waż się, nie ma mowy, ty chyba sobie ze mnie
żartujesz! – złapała mnie za rękę, co mnie nie zatrzymało. – Alice, proszę cię,
nie rób mi tego! – jej błagania były na nic, ponieważ już po chwili stałam
przed chłopakiem.
- Cześć Eric, co u ciebie słychać? – zapytałam zadowolona ze
swojego pomysłu. – Eve miała do ciebie małe pytanie – spojrzałam na blondynkę,
która momentalnie stała się cała czerwona. Dziewczyna się nie odezwała, niemal
ją zamurowało. – Bo widzisz, Eve bardzo lubi muzykę, kocha śpiewać i chciałaby
przyjść na wasz koncert, zresztą ja też bym się wybrała.
- Jasne – spojrzał na blondynkę – Rozumiem. Najbliższy
koncert jest w sobotę wieczór w klubie muzycznym „Evidance”. Niedaleko stąd
zresztą. Zapraszam – posłał w stronę Evelyn promienny uśmiech, co mnie aż
zszokowało. Takiego go jeszcze nie wiedziałam. Zwykle był skryty i bardzo
tajemniczy.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała,
więc trąciłam ją lekko z łokcia w bok. Blondynka się ocknęła i spojrzała na
mnie – Dziękuję, wpadniemy, z całą pewnością. Do zobaczenia – odwróciła się i
pospiesznie odeszła. Kiedy ją dogoniłam postawiła mi wszelkie możliwe zarzuty i
obrzuciła wyrzutami. Ja za każdym razem odpowiadałam to samo – Tak, też cię
kocham. Kiedy znudziło jej się ochrzanianie mnie, odpuściła i prowadziła ze mną
spokojną rozmowę. Odetchnęłam z ulgą i dziękowałam, że jej usta w końcu się
zamknęła. Po lekcjach pożegnałyśmy się, a ja powolnym krokiem ruszyłam w stronę
stajni.
***
-
Dzisiaj przeprowadzę eliminacje. Za dwa tygodnie jest wyjazd do Hanoweru na
mistrzostwa krajowe. Mogę zabrać ze sobą tylko jedną osobę, także dzisiaj będę
musiała podjąć te trudną decyzję. Każdy z osobna będzie musiał się
zaprezentować od jak najlepszej strony i dać z siebie wszystko. Na początek
ruszacie stępem. Na rogu zaczynacie kłusem. Macie dwa kółka na zaprezentowanie
wybranych przez siebie figur . Następnie ruszacie galopem również dwa kółka. Na koniec macie do
pokonania cztery przeszkody: okser, stacjonata, murek i triplebarre. Osoba, która
wykona cały przejazd bezbłędnie i zachwyci mnie swoimi umiejętnościami, będzie
mogła zaprezentować się przed najlepszymi sędziami w kraju. Zaczynamy od
Marthy. Zapraszam.
Tego
nikt z nas się nie spodziewał. Była to dla mnie ogromna szansa. Zdałam sobie
sprawę, że rywalizacja będzie zacięta. Najbardziej waleczna będzie Nadia, która
pragnie uprzykrzyć mi życie od samego początku. Udałam się do boksu i
wyczyściłam Dragona. Zaplotłam mu grzywę w idealne warkocze. Wiedziałam, że to
nic nie da w przejeździe, jednak lubiłam kiedy koń ładnie wyglądał. Jedyne
czego teraz się obawiałam to, że ból w nodze powróci. Jak dotąd przez cały
dzień nic mnie nie bolało, jednak to nie oznaczało, że nie muszę się niczym
martwić. Musiałam uważać i kontrolować ułożenie nogi w strzemieniu. Kiedy
wyprowadziłam arabka przed ujeżdżalnię, swój przejazd zaczynała właśnie Nadia,
więc niedługo była moja kolej. Serce zaczęło mi coraz szybciej bić, jednak
musiałam się uspokoić, ponieważ koń wyczuwał niepokój jeźdźca.
- Nadia, bardzo dobry przejazd. Jak na razie jesteś pierwszą
kandydatką do wyjazdu, jednak jeszcze przed tobą jest Alice. Nie będę ukrywać,
ona również ma wysokie szanse i jest dla ciebie zagrożeniem. Zapraszam, możesz
zaczynać – spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Wsiadłam na konia i wjechałam na
ujeżdżalnię. Popatrzyłam w stronę Evelyn. Dziewczyna stała przy barierce i
trzymała kciuki. Moje spojrzenie powędrowało teraz w stronę Nadii. Widziałam na
jej twarzy arogancki uśmiech i pełne pewności spojrzenie triumfu. Zignorowałam
ją i skupiłam się na tym, co było teraz.
Wykonałam ukłon i zaczęłam przejazd. Zaczęłam stępem. Po chwili ruszyłam
kłusem i zaprezentowałam kilka figur ujeżdżeniowych.
Na koniec zostały mi do
pokonania cztery przeszkody. Skupiłam się i nakierowałam Dragona na pierwszą z
nich. Odbił się lekko od podłoża i idealnie przeskoczył przez nią lądując
spokojnie po drugiej stronie. Kolejna przeszkoda poszła równie gładko jak
poprzednia. Zostały nam jeszcze dwie. Noga jak na razie nie dawała żadnych
sygnałów więc spokojnie pokonałam również murek. Na koniec została jeszcze
najcięższa przeszkoda, której obawiałam się najbardziej. Wykonałam spokojne
okrążenie i znalazłam się naprzeciw triplebarre. Jeden spokojny oddech i kilka metrów
bliżej, kolejny oddech i dzieliło mnie już tylko kilka metrów od przeszkody.
Czas jakby zwolnił. Poczułam napięte mięśnie Dragona, zebrałam wodze i skupiłam
się tylko i wyłącznie na wybyciu. Kiedy byłam w powietrzu zaczęłam się cieszyć
ze zwycięstwa nad Nadią. Jednak to był błąd, ponieważ póki nie znalazłam się po
drugiej stronie, nie było mowy o wygranej. Nagle poczułam w nodze potwornie
rwący ból, skrzywiłam się, straciłam równowagę i runęłam na ziemię. Zderzenie z
ziemią nie było zbyt bolesne, ponieważ wyłożona była trocinami, jednak
myślałam, że będę wrzeszczeć z bólu, który opanował moją nogę. Powstrzymywałam
się z całych sił i po chwili wydałam z siebie cichy jęk. Momentalnie podbiegła
do mnie trenerka i spytała zaniepokojona – Jak twoja głowa, boli cię? Masz
mroczki przed oczami? Kręci ci się w głowie, jak się czujesz?
- W porządku, tylko moja noga… –
syknęłam i sięgnęłam ręką w stronę
łydki.
- Spokojnie, Evelyn, pomóż mi – trenerka postawiła mnie na nogi i objęła z
jednej strony. Z drugiej podeszła moja przyjaciółka i również pomogła mi się utrzymać
nie dając stanąć mi na urazie. W ten oto sposób zostałam odholowana do
szpitala.
***
No więc jest. Tak,
wiem, zaraz mnie ukamieniujecie, bo dopiero teraz pojawił się ten rozdział. Nie
będę się tyle tłumaczyć, bo jednak zawaliłam. Ale mam nadzieję, że mnie za to nie
pobijecie. Tak więc zapraszam do miłej lektury. Dziękuję za tyle wspaniałych
komentarzy i że jesteście ze mną. Jesteście wspaniali. Zaczynają się wakacje,
więc myślę, że rozdziały będą częściej. W takim razie do „przeczytania”.
Pozdrawiam gorąco,
Bezimienna.