sobota, 4 października 2014

Rozdział XVI

          Kobieta odłożyła długopis, zdjęła okulary i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Chwilę potem jej spojrzenie przeniosło się na moją nogę. Westchnęła ciężko i wskazała na fotel przed swoim biurkiem. Podchodząc do niej i siadając w wyznaczonym miejscu, czułam się jak na jakimś przesłuchaniu, a nie rozmowie z własną rodzicielką.
- Chyba rzeczywiście musimy porozmawiać. Dlaczego nie wiem nic o zajęciach z jazdy konnej?
        Już jej pierwsze słowa mnie rozbiły. Żadnego pytania o nogę, jak się czuję, jak sobie radzę, tylko od razu oskarżenia. Nie tego się po niej spodziewałam. Wiedziałam, że będzie na mnie zła, bo skłamałam, nic nie powiedziałam, ale żeby od razu przechodzić do rzeczy.
- Mamo, wiesz, że nie miałam innego wyboru..
- Alice! Czy ty tego nie rozumiesz? Wiesz co się będzie działo kiedy ojciec wróci? Wiesz co to będzie oznaczać?
Domyślam się. Kolejne siniaki pod okiem i nieprzespane noce.
- Tak, wiem, ale pomyślałam, że mogłabyś... - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
- Co mogłabym? Okłamać go? I tak prędzej czy później dowiedziałby się, Alice, nie możesz tak po prostu robić czego chcesz.
- Mamo, proszę cię, nie możemy utrzymać tego w tajemnicy? Powiem, że spadłam ze schodów, albo miałam wypadek na wf-ie, cokolwiek.
- Nie.
- Dlaczego się mu nie postawisz? Zawsze robimy to czego on chce, zawsze musi być wszystko tak, jak Deryl to zaplanuje.
- To jest twój ojciec, uważaj na słowa.
- Co to za ojciec? Co to do cholery za ojciec, który dyktuje mi jak mam żyć, robi wszystko wbrew mnie - odetchnęłam głęboko, mając już łzy w oczach - Ojciec, który podnosi na mnie rękę, jest zwykłym zboczeńcem, a nie człowiekiem, jest dla mnie NIKIM. Ktoś, kogo powinnam kochać, a zwyczajnie się go boję.  - drugiej części nie dałam rady wypowiedzieć. Wszystko zostało w moich myślach. Miałam powiedzieć prawdę, wszystko z siebie wyrzucić, a zamilkłam.
          Mama przez kolejną długa chwilę milczała.Widziałam, że bije się z myślami, uporczywie wpatrywała się w kartkę leżącą przed nią. Przez myśl przeszło mi, że może wziąć teraz telefon do ręki i zadzwonić do mojego ojca, wszystko mu powiedzieć.Wtedy byłoby już po mnie.
- Niech będzie. Ale to ostatni raz kiedy cię kryję. Masz zamiar dalej jeździć?
- Chciałabym - powiedziałam niepewnie.
        Nie odezwała się, jednak w jej oczach widziałam pozwolenie. To było...dziwne. Chciałam się uśmiechnąć, jednak nie mogłam, byłam zablokowana. Podziękowałam cicho i odwróciłam się chcąc wyjść.
- Kochanie - spojrzałam na nią - Jak z nogą?
- Chyba dobrze. Tak, jest w porządku, zawsze mogło być gorzej. - wyszłam z pokoju lekko zatrzaskując drzwi. Nie zatrzymałam się ani na chwile, póki nie znalazłam w swoim pokoju. Oparłam się o drzwi i powiedziałam tylko jedną rzecz. - Tak, to z pewnością nie była rozmowa córki z mamą.

* Następny dzień*

- Cześć księżniczko, czas wstawać, szkoła czeka, a nie chcesz chyba mieć obniżonego zachowania przez spóźnienia.
         Otworzyłam oczy zaspana i spojrzałam na chłopaka leżącego obok mnie. Uśmiechnęłam się i odwróciłam się z powrotem, żeby zasnąć, ale znieruchomiałam. Odwróciłam się gwałtownie i popatrzyłam zszokowana na bruneta, uśmiechniętego od ucha do ucha, który jak gdyby nigdy nic leżał na moim łóżku wpatrzony w sufit.
- Gabriel, jak tutaj się znalazłeś?! Jest siódma rano, moja mama... mojej mamy nie ma w domu, jak otworzyłeś drzwi?
- Poranek z ukochanym w łóżku, wykorzystałbym w nieco inny sposób, ale jak tam chcesz. - przeciągnął się i wstał nie rzucając mi ani jednego spojrzenia. - Przy okazji, zamykaj na noc okno, nie chciałbym, żeby ktoś przede mną się do ciebie dobrał - na jego twarzy błąkał się zawadiacki uśmieszek. - Do zobaczenia w szkole. - nacisnął klamkę.
        Rzuciłam w niego poduszką i wyskoczyłam spod pościeli. Podbiegłam do Gabriela i objęłam go, żarliwie całując go w usta.
- Nie musisz się obawiać. Nikogo nie będzie przed tobą.
- Jeżeli zawsze wyglądasz tak seksownie w bieliźnie to będzie to raczej trudne.. - zagryzł wargę i zlustrował mnie od góry do dołu.
- Gab - zasłoniłam mu oczy i zarumieniłam się. Spałam tej nocy w koszulce i majtkach, ponieważ nie spodziewałam się żadnych gości. Myślałam, że padnę tam ze wstydu.
- No już, już, ubieraj się, czekam na ciebie na dole.
       Wzięłam szybki prysznic i ubrałam czarne spodnie i  bokserkę, a na nią czerwoną koszulę w kratę. Złapałam torbę i zbiegłam na dół. Gabriel siedział w kuchni i pił mleko prosto z kartonu. Kiedy zobaczył mnie odłożył zdobycz na miejsce i zamknął lodówkę.
- Nie będę komentować tego, że nie jesteś u siebie, bo to i tak nic nie da, prawda?
- Czytasz w moich myślach. Gotowa?
       Skinęłam głową i wyszliśmy z domu. Jak zwykle, na podjeździe stał motor chłopaka. Ubrałam kask i wskoczyłam na dwukołowca, obejmując Gabriela. Kiedy byliśmy na miejscu, wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Tym razem nie dlatego, że Gab mnie obejmował, bo to, ludzie już zdążyli przyswoić do swoich wiadomości, ale dlatego, że byłam jedną wielką kaleką. Uroczo.
- Nie przejmuj się - wyszeptał do mojego ucha i trzymając mnie za rękę, ruszył w stronę szkoły.
          Przy samym wejściu poczułam na karku elektryzujący dreszcz. Zdziwiłam się, ponieważ nigdy przy Gabrielu nie miałam takich oznak. Owszem, czasami jego dotyk odbierał oddech, ale to... Zatrzymałam się i rozglądnęłam się po terenie przed szkołą. Wszyscy wrócili już do rozmów, jednak na chodniku, przy parkingu szkolnym była jedna osoba, która nie postanowiła tego zrobić. Mężczyzna stał oparty o czarnego mustanga, w jednej ręce miał papierosa, a druga miał schowaną w kieszeni. Nie wiedziałam kto to, nigdy wcześniej go nie widziałam. Spojrzenie miał kierowane prosto na mnie, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Alice, coś się stało? - Gabriel pociągnął mnie w swoją stronę i dotknął policzka - Co jest?
- Nic, zdawało mi się, że widziałam Eve - uśmiechnęłam się - Idziemy?
Chłopak uśmiechnął się i wszedł do szkoły. Jeszcze raz spojrzałam przez ramię na nieznajomego i również przekroczyłam szkolny próg.
- Kochana, zobaczymy się po lekcjach - puścił do mnie oko i zniknął w tłumie.
       Lekcje zaczęły mijać zatrważająco szybko, jednak do czasu. Kiedy weszłam do sali od biologi, mój żołądek ogarnął niespodziewany skurcz. Referat. Po wczorajszym wypadku, na śmierć zapomniałam o karnym zadaniu. Jedynym ratunkiem w tym momencie była nadzieja, że profesor White zapomni o tym. Zajęłam swoje miejsce i czekałam ze zniecierpliwieniem na przyjście nauczyciela. Spojrzałam z uśmiechem na Evelyn, która weszła i zajęła swoje miejsce przede mną.
- Jak tam noga? Dajesz radę z chodzeniem?
- Noga w porządku, gorzej z moim życiem.
- Jak to życiem? - spytała zaniepokojona.
- Nie mam referatu. Już po mnie, przecież jak gościu mi każe pokazać, a ja mu nie oddam to będzie bliskie spotkanie z dyrektorem.
- Bez przesady, od razu z dyrektorem.... Najwyżej wpisze ci zero, nie martw się. Nie powinno być aż tak źle...
- Proszę zająć miejsca i zaprzestać wszelakich rozmów. Zaczynamy dzisiejszą lekcję, tylko sprawdzę obecność, zacznijcie czytać temat z 93 strony.
       Nauczyciel zaczął sprawdzać obecność. Kiedy skończył, do sali weszła spóźniona Nadia.
- Kolejne spóźnienie w tym miesiącu, nie przesadzasz za bardzo?
- Przepraszam pana, miałam drobny wypadek przed lekcjami, ale sytuacja jest już opanowana. Właśnie, mam pytanie, zdążyłam na referat Alice? Chciałam go usłyszeć, bardzo mi na tym zależy.
       Zachłysnęłam się powietrzem. Wredna żmija, musiała to zrobić, skończona idiotka jak zwykle robi wszystko przeciwko mnie. Miałam ochotę ją rozszarpać, nawet na oczach profesora White'a. Eve obejrzała się, a w jej oczach widziałam wściekłość. Odwróciła się w stronę Nadii.
- Zamknij się Forrest - syknęła tak, żeby nauczyciel jej nie usłyszał. Jednak na brunetce nie zrobiło to większego wrażenia. Na jej ustach jak zwykle w takich momentach, widniał triumfalny uśmiech.
- Racja, dziękuję Nadia, całkowicie bym o tym zapomniał. No więc, Alice? Zapraszam na środek.
      Wstałam z miejsca i ruszyłam na środek klasy. Co miałam powiedzieć. Że pies zjadł mój referat? Że ktoś po drodze ukradł mi zeszyt z biologii? A może przylecieli kosmici i ukradli moje notatki, żeby wykorzystać je w zawładnięciu światem. Wybuchłam śmiechem w swoich myślach. Postanowiłam, że powiem prawdę, z małą domieszką kłamstwa, żeby aż tak źle nie wyjść przed nauczycielem.
- Bo widzi pan.. Miałam wypadek - wskazałam na nogę - Nie miałam jak zrobić zadania, przeczytałam temat w podręczniku, jednak zabrakło czasu na napisanie.
- Przepraszam bardzo, upadek nie był tak groźny, a pobyt w szpitalu mógł trwać maksymalnie dwie godziny, mogła spokojnie odrobić zadanie.
- Nadia, zamknij się ty skończona, perfidna idiotko. - Evelyn nie wytrzymała i musiała się odezwać - Jak masz ból dupy to idź do pielęgniarki. Chociaż nie, lekarz temu nie pomoże.
- Panno Atkins, proszę uważać na słowa. Alice, dobrze, w takim razie skoro nie napisałaś zadania, przepytam cię z przeczytanego materiału.
       Nadia zaczęła się śmiać, a moje dziesięć minut śmierci właśnie się rozpoczęło.

* 40 minut później *

         Z lekcji wyszłam blada jak trup. Natychmiast dopadła mnie Evelyn i zaciągnęła na świeże powietrze, gdzie czekał już na nas Gabriel. Z jednej strony chciałam zabić winowajcę całego zajścia, ale z drugiej strony obwiniałam siebie za to, że nie zrobiłam tego zadania. Ostatnia lekcją był wf, a ja nie miałam najmniejszej ochoty w nim uczestniczyć. Profesor White nic nie powiedział na to, że nic nie wiedziałam. Kazał usiąść, zanotował coś w swoim kalendarzu i dzienniku, po czym kontynuował lekcję. Nawet jak zadzwonił dzwonek nie odezwał się do mnie na słowo. Nie wiedziałam co to oznacza, ale wiedziałam, że mi to nie umknie płazem.
- Wspaniale, księżniczka Nadia po raz kolejny się popisała i wygrała - burknęłam pod nosem i usiadłam na kolanach Gabriela. Nawet nie wiem co mnie teraz czeka.
- Cześć Gabriel - blondynka przywitała się z chłopakiem - Nie będzie tak źle, Alice, jak coś to się za tobą wstawimy, coś się wymyśli.
- Dokładnie. A w między czasie, kochane dziewczęta, oczekuję was jutro na naszym koncercie i nie przyjmuję słów sprzeciwu, umowa stoi?
- Ale Gab, jak ja pójdę na imprezę, jestem teraz kaleką, bez szans.
- Chodzisz do szkoły to i na koncert się doczłapiesz - pocałował mnie w czoło - Eve, musisz jej pomóc, a powiem ci, że Erick bardzo liczy na to, że się zjawisz - mrugnął do niej - To jak, umowa stoi?
- Stoi - odpowiedziałyśmy zgodnie, ze śmiechem.
       
      Wieczorem wzięłam Spike'a i jak zwykle poszliśmy na spacer nad staw w lesie, gdzie miałam się spotkać z Gabrielem.Chciałam pobiegać, bardzo tego potrzebowałam jednak na razie mogłam o tym zapomnieć. Właśnie miałam skręcić w ścieżkę prowadzącą do lasu, kiedy minęło mnie znajome auto. To samo auto, o które z samego rana podpierał się tajemniczy mężczyzna. Zatrzymałam się, ale kiedy zobaczyłam, że mustang zniknął za zakrętem, wzruszyłam ramionami i wznowiłam spacer. Po jakimś czasie byłam na miejscu. Gabriel już na mnie czekał. Spike jak zwykle z radością powitał chłopaka. Usiadłam obok i podwinęłam kolana.
- Rozmawiałam z mamą.. - zaczęłam cicho temat, którego unikałam przez cały dzień.
- Nareszcie -odpowiedział z uśmiechem i objął mnie przyciągając do siebie.
- Gabriel, ale nie powiedziałam najważniejszego, nie powiedziałam co zrobił ojciec, nie dałam rady, nie wiem czy się bałam, czy co, ale nie zrobiłam tego. - powiedziałam wszystko na jednym wydechu.
- W takim razie o czym rozmawiałyście? - jego głos był spięty,nie podobało mi się to.
- Mama nie powie ojcu, dlaczego mam na nodze stabilizator, to znaczy ustaliłyśmy inne wytłumaczenie.. Dobrze zrobiłam?
- Dobrze, ale kochanie, zrozum, że musisz kiedyś z nią na ten temat rozmawiać. Nie wiadomo czy Deryl i tobie kiedyś czegoś nie zrobi.- cały czas głaskał mnie uspokajająco po policzku.
- Gabriel, nie mów tak, proszę.
- Już raz cię uderzył... - powiedział to tak cicho i z takim bóle w głosie, że musiałam się odwrócić, żeby mieć pewność, że nie płacze. Miał puste spojrzenie wbite w jezioro. Postanowiłam zmienić temat, nie chciałam zakłócać spokoju tego miejsca takimi sprawami.
- O której gracie jutro?
- Punkt osiemnasta przyjeżdżam po ciebie, masz być piękna, pociągająca i sexowna.
- To raczej niemożliwe z moim obecnym stanem.
- Założymy się? Jeżeli mi się spodoba zaśpiewasz na scenie, jeżeli nie, możesz mi wymyślić jakąś karę.
- Ten zakład jest bez sensu, nawet jak ci się nie spodoba to i tak powiesz, ze jest ok, żebym zaśpiewała. Gab, ja nie umiem śpiewać!
- Błąd! Ty zawsze mi się podobasz. Ale rzeczywiście masz rację, zakład byłby trochę niesprawiedliwy. Uwaga, szybka zmiana tematu. Chciałem cię zaprosić w niedzielę do mnie na obiad. Mój ojciec ma urodziny i chciałbym, żebyś poznała moich rodziców, co ty na to?
- Ale...
- W takim razie się cieszę. O konkretnej godzinie powiem ci jutro, bo jeszcze nie jestem jej do końca pewny. Chłopak widząc moją minę zaczął się śmiać. - Pamiętaj, ja nie znam żadnych słów odmowy. Dobranoc kochanie - pocałował mnie i odszedł. Byłam co najmniej w szoku, ale i ja się uśmiechnęłam. Intrygowało mnie spotkanie z rodzicami chłopaka. Bałam się jak na mnie zareagują, co powiedzą, a wolałabym zrobić na nich dobre wrażenie. Zawołałam psa i ruszyłam powoli do domu.

*Następny dzień, wieczór*
     
        Zbliżała się godzina na którą umówiona byłam z Gabrielem. Przez cały dzień zastanawiałam się co ubrać, żeby nie wyglądać jak idiotka. W końcu stwierdziłam, że czego bym nie ubrała to i tak będę wyglądać śmiesznie, a to wszystko przez ten cholerny stabilizator. To był dopiero drugi dzień, kiedy miałam go założony, a już popadałam w paranoję. Po długim siedzeniu przed szafą w końcu zdecydowałam się na czarną sukienkę. Ubrałam ją, pomalowałam usta krwistoczerwoną szminką, poprawiłam makijaż przy oczach i byłam gotowa. Kiedy schodziłam na dół usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam Gabrielowi i zaczęłam szukać odpowiednich butów do wyjścia.Marzyłam o założeniu szpilek, jednak pozostałam przy czarnych balerinkach.
- Nie no ,szkoda że się nie założyłaś ze mną. Wygraną miałbym jak w banku - powiedział zadowolony i przyciągnął mnie do siebie - Wyglądasz więcej niż seksownie, może preferujesz zostać u ciebie, na przykład w sypialni... - wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
- Idziemy - wzięłam torebkę i wyszłam z domu.
      Nie mogłam nie usłyszeć mruku niezadowolenia u chłopka. Zaśmiałam się w duszy i zauważyłam, że tym razem pojedziemy jego samochodem. Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas. Gabriel zajął miejsce za kierownicą, jednak nie odpalił silnika i jeszcze raz na mnie spojrzał.
- Jesteś pewna, że nie chcesz zostać?
- Gab, błagam cię, Eve nie będzie na nas całą wieczność czekać. Odpalaj i jedziemy.
- Obawiam się, ze Evelyn ma już zapewnione towarzystwo na dzisiejszy wieczór i nie musimy jej eskortować. Erick miał po nią wpaść.
- Na prawdę?! O boże, jak się cieszę, w takim razie jedziemy szybciej, bo muszę już to zobaczyć. - brunet zaśmiał się pod nosem i wyjechał z podjazdu. Klub znajdował się niedaleko od szkoły, więc dojechaliśmy tam w niecałe dziesięć minut. Ludzie zaczęli się już powoli schodzić. Weszliśmy do środka bocznym wejściem, omijając potężną kolejkę przed głównym wejściem. Za dwadzieścia minut zaczynamy, więc będę na razie uciekał, bo musimy przygotować sprzęt. Jestem pewny, że Evelyn zaraz się tutaj zjawi, więc nie będziesz osamotniona. - Gabriel zniknął w tłumie ludzi powoli schodzących się do klubu.
       Tak jak Gabriel powiedział, po chwili obok mnie zasiadła moja przyjaciółka. Była uśmiechnięta od ucha do ucha, więc mogłam sobie cicho pogratulować sukcesu. Odwróciłam się w jej stronę i nie zdążyłam się nawet zapytać co u niej słychać, ponieważ szybko zwróciła się do mnie.
- Dziękuję.
- Wow, myślałam, ze jak zwykle mnie zwyzywasz, a potem zaczniesz trajkotać jak mogłam dopuścićdo tego wieczoru i godzić się na wyjście.
- Widzisz, boże, Alice, jeszcze raz ci bardzo dziękuję. Tak się cieszę na to spotkanie, że cały od początku dzisiejszego dnia, nie mogłam usiedzieć spokojnie w miejscu.
- No, ale opowiadaj, jak tam się gawędzi z potencjalnym facetem do wzięcia.
- Nie wyobrażasz sobie jaki on jest boski. Wspaniały, tak wspaniały! Przyszedł po mnie punktualnie, dał bukiet kwiatów i obdarował wspaniałym uśmiechem, dlaczego musiałam się od razu tak zakochać..
- Ha! Nareszcie się przyznałaś! Wiedziałam, ja po prostu to wiedziałam! - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółkę - W takim razie będę wam kibicować, bo coś mi się wydaje, ze coś z tego będzie. Zaraz rozpocznie się koncert, trzeba zająć miejsca pod samą sceną, nie uważasz?
- Tak, popieram cię w stu, a nawet w dwustu procentach. Idziemy.

     Już zaczęłyśmy się zbierać kiedy barman podszedł w naszą stronę. Myślałam, że chce nas zapytać o zamówienie, więc szybko odezwałam się w jego stronę.
-My na razie podziękujemy, zajrzymy tu po koncercie.
- Proszę chwile poczekać, zostałem poproszony o przekazanie dla pani drinka. - podał w moją stronę kieliszek. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Przepraszam, ale chyba to jakaś pomyłka...
- Żadna pomyłka, mężczyzna siedzący tam, prosił żeby przekazać uroczej dziewczynie w czarnej sukience, rozmawiającej z blondynką, tego oto drinka - uśmiechnął się i odszedł do kolejnego klienta.
      Spojrzałam we wskazanym kierunku i moje serce stanęło. Przy barze siedział nie kto inny, niż Tajemniczy Nieznajomy. Powinnam zacząć go tak nazywać, bo to już trzeci raz w ciągu dwóch ni kiedy go widzę. Mrugnął w moją stronę.
- Kto to do cholery jest? - Evelyn huknęła mnie w bok i spojrzała na mnie zaciekawiona.  Odwróciłam się w jej stronę i powoli pokiwałam głową.
- Problem w tym, że nie mam pojęcia... Nie znam tego gościa...
     Odwróciłam się, żeby jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę, jednak jego już w tym miejscu nie było. Zniknął.


***
Jest. Długo nie było, zaczęłam wątpić, ale jest. Wiem, długo.
W zakładce pojawił się nasz nowy tajemniczy bohater.
Co jakiś czas zaglądam i widzę, że wyświetleń przybywa. Gorzej z obserwatorami, bo ich ubywa. No, ale trudno się dziwić, moja wina. No nic, mam nadzieję, że was nie zawiodłam z oczekiwaniami. 
Czekam na wasze komentarze!
Całusy, Bezimienna.