sobota, 4 października 2014

Rozdział XVI

          Kobieta odłożyła długopis, zdjęła okulary i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Chwilę potem jej spojrzenie przeniosło się na moją nogę. Westchnęła ciężko i wskazała na fotel przed swoim biurkiem. Podchodząc do niej i siadając w wyznaczonym miejscu, czułam się jak na jakimś przesłuchaniu, a nie rozmowie z własną rodzicielką.
- Chyba rzeczywiście musimy porozmawiać. Dlaczego nie wiem nic o zajęciach z jazdy konnej?
        Już jej pierwsze słowa mnie rozbiły. Żadnego pytania o nogę, jak się czuję, jak sobie radzę, tylko od razu oskarżenia. Nie tego się po niej spodziewałam. Wiedziałam, że będzie na mnie zła, bo skłamałam, nic nie powiedziałam, ale żeby od razu przechodzić do rzeczy.
- Mamo, wiesz, że nie miałam innego wyboru..
- Alice! Czy ty tego nie rozumiesz? Wiesz co się będzie działo kiedy ojciec wróci? Wiesz co to będzie oznaczać?
Domyślam się. Kolejne siniaki pod okiem i nieprzespane noce.
- Tak, wiem, ale pomyślałam, że mogłabyś... - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
- Co mogłabym? Okłamać go? I tak prędzej czy później dowiedziałby się, Alice, nie możesz tak po prostu robić czego chcesz.
- Mamo, proszę cię, nie możemy utrzymać tego w tajemnicy? Powiem, że spadłam ze schodów, albo miałam wypadek na wf-ie, cokolwiek.
- Nie.
- Dlaczego się mu nie postawisz? Zawsze robimy to czego on chce, zawsze musi być wszystko tak, jak Deryl to zaplanuje.
- To jest twój ojciec, uważaj na słowa.
- Co to za ojciec? Co to do cholery za ojciec, który dyktuje mi jak mam żyć, robi wszystko wbrew mnie - odetchnęłam głęboko, mając już łzy w oczach - Ojciec, który podnosi na mnie rękę, jest zwykłym zboczeńcem, a nie człowiekiem, jest dla mnie NIKIM. Ktoś, kogo powinnam kochać, a zwyczajnie się go boję.  - drugiej części nie dałam rady wypowiedzieć. Wszystko zostało w moich myślach. Miałam powiedzieć prawdę, wszystko z siebie wyrzucić, a zamilkłam.
          Mama przez kolejną długa chwilę milczała.Widziałam, że bije się z myślami, uporczywie wpatrywała się w kartkę leżącą przed nią. Przez myśl przeszło mi, że może wziąć teraz telefon do ręki i zadzwonić do mojego ojca, wszystko mu powiedzieć.Wtedy byłoby już po mnie.
- Niech będzie. Ale to ostatni raz kiedy cię kryję. Masz zamiar dalej jeździć?
- Chciałabym - powiedziałam niepewnie.
        Nie odezwała się, jednak w jej oczach widziałam pozwolenie. To było...dziwne. Chciałam się uśmiechnąć, jednak nie mogłam, byłam zablokowana. Podziękowałam cicho i odwróciłam się chcąc wyjść.
- Kochanie - spojrzałam na nią - Jak z nogą?
- Chyba dobrze. Tak, jest w porządku, zawsze mogło być gorzej. - wyszłam z pokoju lekko zatrzaskując drzwi. Nie zatrzymałam się ani na chwile, póki nie znalazłam w swoim pokoju. Oparłam się o drzwi i powiedziałam tylko jedną rzecz. - Tak, to z pewnością nie była rozmowa córki z mamą.

* Następny dzień*

- Cześć księżniczko, czas wstawać, szkoła czeka, a nie chcesz chyba mieć obniżonego zachowania przez spóźnienia.
         Otworzyłam oczy zaspana i spojrzałam na chłopaka leżącego obok mnie. Uśmiechnęłam się i odwróciłam się z powrotem, żeby zasnąć, ale znieruchomiałam. Odwróciłam się gwałtownie i popatrzyłam zszokowana na bruneta, uśmiechniętego od ucha do ucha, który jak gdyby nigdy nic leżał na moim łóżku wpatrzony w sufit.
- Gabriel, jak tutaj się znalazłeś?! Jest siódma rano, moja mama... mojej mamy nie ma w domu, jak otworzyłeś drzwi?
- Poranek z ukochanym w łóżku, wykorzystałbym w nieco inny sposób, ale jak tam chcesz. - przeciągnął się i wstał nie rzucając mi ani jednego spojrzenia. - Przy okazji, zamykaj na noc okno, nie chciałbym, żeby ktoś przede mną się do ciebie dobrał - na jego twarzy błąkał się zawadiacki uśmieszek. - Do zobaczenia w szkole. - nacisnął klamkę.
        Rzuciłam w niego poduszką i wyskoczyłam spod pościeli. Podbiegłam do Gabriela i objęłam go, żarliwie całując go w usta.
- Nie musisz się obawiać. Nikogo nie będzie przed tobą.
- Jeżeli zawsze wyglądasz tak seksownie w bieliźnie to będzie to raczej trudne.. - zagryzł wargę i zlustrował mnie od góry do dołu.
- Gab - zasłoniłam mu oczy i zarumieniłam się. Spałam tej nocy w koszulce i majtkach, ponieważ nie spodziewałam się żadnych gości. Myślałam, że padnę tam ze wstydu.
- No już, już, ubieraj się, czekam na ciebie na dole.
       Wzięłam szybki prysznic i ubrałam czarne spodnie i  bokserkę, a na nią czerwoną koszulę w kratę. Złapałam torbę i zbiegłam na dół. Gabriel siedział w kuchni i pił mleko prosto z kartonu. Kiedy zobaczył mnie odłożył zdobycz na miejsce i zamknął lodówkę.
- Nie będę komentować tego, że nie jesteś u siebie, bo to i tak nic nie da, prawda?
- Czytasz w moich myślach. Gotowa?
       Skinęłam głową i wyszliśmy z domu. Jak zwykle, na podjeździe stał motor chłopaka. Ubrałam kask i wskoczyłam na dwukołowca, obejmując Gabriela. Kiedy byliśmy na miejscu, wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Tym razem nie dlatego, że Gab mnie obejmował, bo to, ludzie już zdążyli przyswoić do swoich wiadomości, ale dlatego, że byłam jedną wielką kaleką. Uroczo.
- Nie przejmuj się - wyszeptał do mojego ucha i trzymając mnie za rękę, ruszył w stronę szkoły.
          Przy samym wejściu poczułam na karku elektryzujący dreszcz. Zdziwiłam się, ponieważ nigdy przy Gabrielu nie miałam takich oznak. Owszem, czasami jego dotyk odbierał oddech, ale to... Zatrzymałam się i rozglądnęłam się po terenie przed szkołą. Wszyscy wrócili już do rozmów, jednak na chodniku, przy parkingu szkolnym była jedna osoba, która nie postanowiła tego zrobić. Mężczyzna stał oparty o czarnego mustanga, w jednej ręce miał papierosa, a druga miał schowaną w kieszeni. Nie wiedziałam kto to, nigdy wcześniej go nie widziałam. Spojrzenie miał kierowane prosto na mnie, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Alice, coś się stało? - Gabriel pociągnął mnie w swoją stronę i dotknął policzka - Co jest?
- Nic, zdawało mi się, że widziałam Eve - uśmiechnęłam się - Idziemy?
Chłopak uśmiechnął się i wszedł do szkoły. Jeszcze raz spojrzałam przez ramię na nieznajomego i również przekroczyłam szkolny próg.
- Kochana, zobaczymy się po lekcjach - puścił do mnie oko i zniknął w tłumie.
       Lekcje zaczęły mijać zatrważająco szybko, jednak do czasu. Kiedy weszłam do sali od biologi, mój żołądek ogarnął niespodziewany skurcz. Referat. Po wczorajszym wypadku, na śmierć zapomniałam o karnym zadaniu. Jedynym ratunkiem w tym momencie była nadzieja, że profesor White zapomni o tym. Zajęłam swoje miejsce i czekałam ze zniecierpliwieniem na przyjście nauczyciela. Spojrzałam z uśmiechem na Evelyn, która weszła i zajęła swoje miejsce przede mną.
- Jak tam noga? Dajesz radę z chodzeniem?
- Noga w porządku, gorzej z moim życiem.
- Jak to życiem? - spytała zaniepokojona.
- Nie mam referatu. Już po mnie, przecież jak gościu mi każe pokazać, a ja mu nie oddam to będzie bliskie spotkanie z dyrektorem.
- Bez przesady, od razu z dyrektorem.... Najwyżej wpisze ci zero, nie martw się. Nie powinno być aż tak źle...
- Proszę zająć miejsca i zaprzestać wszelakich rozmów. Zaczynamy dzisiejszą lekcję, tylko sprawdzę obecność, zacznijcie czytać temat z 93 strony.
       Nauczyciel zaczął sprawdzać obecność. Kiedy skończył, do sali weszła spóźniona Nadia.
- Kolejne spóźnienie w tym miesiącu, nie przesadzasz za bardzo?
- Przepraszam pana, miałam drobny wypadek przed lekcjami, ale sytuacja jest już opanowana. Właśnie, mam pytanie, zdążyłam na referat Alice? Chciałam go usłyszeć, bardzo mi na tym zależy.
       Zachłysnęłam się powietrzem. Wredna żmija, musiała to zrobić, skończona idiotka jak zwykle robi wszystko przeciwko mnie. Miałam ochotę ją rozszarpać, nawet na oczach profesora White'a. Eve obejrzała się, a w jej oczach widziałam wściekłość. Odwróciła się w stronę Nadii.
- Zamknij się Forrest - syknęła tak, żeby nauczyciel jej nie usłyszał. Jednak na brunetce nie zrobiło to większego wrażenia. Na jej ustach jak zwykle w takich momentach, widniał triumfalny uśmiech.
- Racja, dziękuję Nadia, całkowicie bym o tym zapomniał. No więc, Alice? Zapraszam na środek.
      Wstałam z miejsca i ruszyłam na środek klasy. Co miałam powiedzieć. Że pies zjadł mój referat? Że ktoś po drodze ukradł mi zeszyt z biologii? A może przylecieli kosmici i ukradli moje notatki, żeby wykorzystać je w zawładnięciu światem. Wybuchłam śmiechem w swoich myślach. Postanowiłam, że powiem prawdę, z małą domieszką kłamstwa, żeby aż tak źle nie wyjść przed nauczycielem.
- Bo widzi pan.. Miałam wypadek - wskazałam na nogę - Nie miałam jak zrobić zadania, przeczytałam temat w podręczniku, jednak zabrakło czasu na napisanie.
- Przepraszam bardzo, upadek nie był tak groźny, a pobyt w szpitalu mógł trwać maksymalnie dwie godziny, mogła spokojnie odrobić zadanie.
- Nadia, zamknij się ty skończona, perfidna idiotko. - Evelyn nie wytrzymała i musiała się odezwać - Jak masz ból dupy to idź do pielęgniarki. Chociaż nie, lekarz temu nie pomoże.
- Panno Atkins, proszę uważać na słowa. Alice, dobrze, w takim razie skoro nie napisałaś zadania, przepytam cię z przeczytanego materiału.
       Nadia zaczęła się śmiać, a moje dziesięć minut śmierci właśnie się rozpoczęło.

* 40 minut później *

         Z lekcji wyszłam blada jak trup. Natychmiast dopadła mnie Evelyn i zaciągnęła na świeże powietrze, gdzie czekał już na nas Gabriel. Z jednej strony chciałam zabić winowajcę całego zajścia, ale z drugiej strony obwiniałam siebie za to, że nie zrobiłam tego zadania. Ostatnia lekcją był wf, a ja nie miałam najmniejszej ochoty w nim uczestniczyć. Profesor White nic nie powiedział na to, że nic nie wiedziałam. Kazał usiąść, zanotował coś w swoim kalendarzu i dzienniku, po czym kontynuował lekcję. Nawet jak zadzwonił dzwonek nie odezwał się do mnie na słowo. Nie wiedziałam co to oznacza, ale wiedziałam, że mi to nie umknie płazem.
- Wspaniale, księżniczka Nadia po raz kolejny się popisała i wygrała - burknęłam pod nosem i usiadłam na kolanach Gabriela. Nawet nie wiem co mnie teraz czeka.
- Cześć Gabriel - blondynka przywitała się z chłopakiem - Nie będzie tak źle, Alice, jak coś to się za tobą wstawimy, coś się wymyśli.
- Dokładnie. A w między czasie, kochane dziewczęta, oczekuję was jutro na naszym koncercie i nie przyjmuję słów sprzeciwu, umowa stoi?
- Ale Gab, jak ja pójdę na imprezę, jestem teraz kaleką, bez szans.
- Chodzisz do szkoły to i na koncert się doczłapiesz - pocałował mnie w czoło - Eve, musisz jej pomóc, a powiem ci, że Erick bardzo liczy na to, że się zjawisz - mrugnął do niej - To jak, umowa stoi?
- Stoi - odpowiedziałyśmy zgodnie, ze śmiechem.
       
      Wieczorem wzięłam Spike'a i jak zwykle poszliśmy na spacer nad staw w lesie, gdzie miałam się spotkać z Gabrielem.Chciałam pobiegać, bardzo tego potrzebowałam jednak na razie mogłam o tym zapomnieć. Właśnie miałam skręcić w ścieżkę prowadzącą do lasu, kiedy minęło mnie znajome auto. To samo auto, o które z samego rana podpierał się tajemniczy mężczyzna. Zatrzymałam się, ale kiedy zobaczyłam, że mustang zniknął za zakrętem, wzruszyłam ramionami i wznowiłam spacer. Po jakimś czasie byłam na miejscu. Gabriel już na mnie czekał. Spike jak zwykle z radością powitał chłopaka. Usiadłam obok i podwinęłam kolana.
- Rozmawiałam z mamą.. - zaczęłam cicho temat, którego unikałam przez cały dzień.
- Nareszcie -odpowiedział z uśmiechem i objął mnie przyciągając do siebie.
- Gabriel, ale nie powiedziałam najważniejszego, nie powiedziałam co zrobił ojciec, nie dałam rady, nie wiem czy się bałam, czy co, ale nie zrobiłam tego. - powiedziałam wszystko na jednym wydechu.
- W takim razie o czym rozmawiałyście? - jego głos był spięty,nie podobało mi się to.
- Mama nie powie ojcu, dlaczego mam na nodze stabilizator, to znaczy ustaliłyśmy inne wytłumaczenie.. Dobrze zrobiłam?
- Dobrze, ale kochanie, zrozum, że musisz kiedyś z nią na ten temat rozmawiać. Nie wiadomo czy Deryl i tobie kiedyś czegoś nie zrobi.- cały czas głaskał mnie uspokajająco po policzku.
- Gabriel, nie mów tak, proszę.
- Już raz cię uderzył... - powiedział to tak cicho i z takim bóle w głosie, że musiałam się odwrócić, żeby mieć pewność, że nie płacze. Miał puste spojrzenie wbite w jezioro. Postanowiłam zmienić temat, nie chciałam zakłócać spokoju tego miejsca takimi sprawami.
- O której gracie jutro?
- Punkt osiemnasta przyjeżdżam po ciebie, masz być piękna, pociągająca i sexowna.
- To raczej niemożliwe z moim obecnym stanem.
- Założymy się? Jeżeli mi się spodoba zaśpiewasz na scenie, jeżeli nie, możesz mi wymyślić jakąś karę.
- Ten zakład jest bez sensu, nawet jak ci się nie spodoba to i tak powiesz, ze jest ok, żebym zaśpiewała. Gab, ja nie umiem śpiewać!
- Błąd! Ty zawsze mi się podobasz. Ale rzeczywiście masz rację, zakład byłby trochę niesprawiedliwy. Uwaga, szybka zmiana tematu. Chciałem cię zaprosić w niedzielę do mnie na obiad. Mój ojciec ma urodziny i chciałbym, żebyś poznała moich rodziców, co ty na to?
- Ale...
- W takim razie się cieszę. O konkretnej godzinie powiem ci jutro, bo jeszcze nie jestem jej do końca pewny. Chłopak widząc moją minę zaczął się śmiać. - Pamiętaj, ja nie znam żadnych słów odmowy. Dobranoc kochanie - pocałował mnie i odszedł. Byłam co najmniej w szoku, ale i ja się uśmiechnęłam. Intrygowało mnie spotkanie z rodzicami chłopaka. Bałam się jak na mnie zareagują, co powiedzą, a wolałabym zrobić na nich dobre wrażenie. Zawołałam psa i ruszyłam powoli do domu.

*Następny dzień, wieczór*
     
        Zbliżała się godzina na którą umówiona byłam z Gabrielem. Przez cały dzień zastanawiałam się co ubrać, żeby nie wyglądać jak idiotka. W końcu stwierdziłam, że czego bym nie ubrała to i tak będę wyglądać śmiesznie, a to wszystko przez ten cholerny stabilizator. To był dopiero drugi dzień, kiedy miałam go założony, a już popadałam w paranoję. Po długim siedzeniu przed szafą w końcu zdecydowałam się na czarną sukienkę. Ubrałam ją, pomalowałam usta krwistoczerwoną szminką, poprawiłam makijaż przy oczach i byłam gotowa. Kiedy schodziłam na dół usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam Gabrielowi i zaczęłam szukać odpowiednich butów do wyjścia.Marzyłam o założeniu szpilek, jednak pozostałam przy czarnych balerinkach.
- Nie no ,szkoda że się nie założyłaś ze mną. Wygraną miałbym jak w banku - powiedział zadowolony i przyciągnął mnie do siebie - Wyglądasz więcej niż seksownie, może preferujesz zostać u ciebie, na przykład w sypialni... - wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
- Idziemy - wzięłam torebkę i wyszłam z domu.
      Nie mogłam nie usłyszeć mruku niezadowolenia u chłopka. Zaśmiałam się w duszy i zauważyłam, że tym razem pojedziemy jego samochodem. Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas. Gabriel zajął miejsce za kierownicą, jednak nie odpalił silnika i jeszcze raz na mnie spojrzał.
- Jesteś pewna, że nie chcesz zostać?
- Gab, błagam cię, Eve nie będzie na nas całą wieczność czekać. Odpalaj i jedziemy.
- Obawiam się, ze Evelyn ma już zapewnione towarzystwo na dzisiejszy wieczór i nie musimy jej eskortować. Erick miał po nią wpaść.
- Na prawdę?! O boże, jak się cieszę, w takim razie jedziemy szybciej, bo muszę już to zobaczyć. - brunet zaśmiał się pod nosem i wyjechał z podjazdu. Klub znajdował się niedaleko od szkoły, więc dojechaliśmy tam w niecałe dziesięć minut. Ludzie zaczęli się już powoli schodzić. Weszliśmy do środka bocznym wejściem, omijając potężną kolejkę przed głównym wejściem. Za dwadzieścia minut zaczynamy, więc będę na razie uciekał, bo musimy przygotować sprzęt. Jestem pewny, że Evelyn zaraz się tutaj zjawi, więc nie będziesz osamotniona. - Gabriel zniknął w tłumie ludzi powoli schodzących się do klubu.
       Tak jak Gabriel powiedział, po chwili obok mnie zasiadła moja przyjaciółka. Była uśmiechnięta od ucha do ucha, więc mogłam sobie cicho pogratulować sukcesu. Odwróciłam się w jej stronę i nie zdążyłam się nawet zapytać co u niej słychać, ponieważ szybko zwróciła się do mnie.
- Dziękuję.
- Wow, myślałam, ze jak zwykle mnie zwyzywasz, a potem zaczniesz trajkotać jak mogłam dopuścićdo tego wieczoru i godzić się na wyjście.
- Widzisz, boże, Alice, jeszcze raz ci bardzo dziękuję. Tak się cieszę na to spotkanie, że cały od początku dzisiejszego dnia, nie mogłam usiedzieć spokojnie w miejscu.
- No, ale opowiadaj, jak tam się gawędzi z potencjalnym facetem do wzięcia.
- Nie wyobrażasz sobie jaki on jest boski. Wspaniały, tak wspaniały! Przyszedł po mnie punktualnie, dał bukiet kwiatów i obdarował wspaniałym uśmiechem, dlaczego musiałam się od razu tak zakochać..
- Ha! Nareszcie się przyznałaś! Wiedziałam, ja po prostu to wiedziałam! - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółkę - W takim razie będę wam kibicować, bo coś mi się wydaje, ze coś z tego będzie. Zaraz rozpocznie się koncert, trzeba zająć miejsca pod samą sceną, nie uważasz?
- Tak, popieram cię w stu, a nawet w dwustu procentach. Idziemy.

     Już zaczęłyśmy się zbierać kiedy barman podszedł w naszą stronę. Myślałam, że chce nas zapytać o zamówienie, więc szybko odezwałam się w jego stronę.
-My na razie podziękujemy, zajrzymy tu po koncercie.
- Proszę chwile poczekać, zostałem poproszony o przekazanie dla pani drinka. - podał w moją stronę kieliszek. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Przepraszam, ale chyba to jakaś pomyłka...
- Żadna pomyłka, mężczyzna siedzący tam, prosił żeby przekazać uroczej dziewczynie w czarnej sukience, rozmawiającej z blondynką, tego oto drinka - uśmiechnął się i odszedł do kolejnego klienta.
      Spojrzałam we wskazanym kierunku i moje serce stanęło. Przy barze siedział nie kto inny, niż Tajemniczy Nieznajomy. Powinnam zacząć go tak nazywać, bo to już trzeci raz w ciągu dwóch ni kiedy go widzę. Mrugnął w moją stronę.
- Kto to do cholery jest? - Evelyn huknęła mnie w bok i spojrzała na mnie zaciekawiona.  Odwróciłam się w jej stronę i powoli pokiwałam głową.
- Problem w tym, że nie mam pojęcia... Nie znam tego gościa...
     Odwróciłam się, żeby jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę, jednak jego już w tym miejscu nie było. Zniknął.


***
Jest. Długo nie było, zaczęłam wątpić, ale jest. Wiem, długo.
W zakładce pojawił się nasz nowy tajemniczy bohater.
Co jakiś czas zaglądam i widzę, że wyświetleń przybywa. Gorzej z obserwatorami, bo ich ubywa. No, ale trudno się dziwić, moja wina. No nic, mam nadzieję, że was nie zawiodłam z oczekiwaniami. 
Czekam na wasze komentarze!
Całusy, Bezimienna.

sobota, 30 sierpnia 2014

Liebster Award #7, 8, 9, 10, 11, 12, Versatile Blogger Award #1

Czas nadrabiać zaległości!!! Trochę się tego nazbierało :) Chcę podziękować z całego serca wszystkim, którzy mnie narodzili, czyli:
- Szalona Romantyczna - autorka opowiadania: http://ej-romantycznahistoria.blogspot.com
- Mroczna - autorka opowiadania: http://opowiadanie-nienawisc.blogspot.com
- Seledynowa - autorka opowiadania: http://seledynow.blogspot.com/
- Pozyytywnaa - autorka opowiadania: http://bezcelowe-marzenia.blogspot.com/
- Bonia4444 -autorka opowiadania: http://czerwcowakatastrofa.blogspot.com
- Mysterious - autorka opowiadania: http://naznaczona-smiercia.blogspot.com

 „Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbieobserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.” 

Czas zacząć! 

Pytania od Szalona Romantyczna:
1. Ile zastanawiałaś się nad rozpoczęciem pisania bloga? A może to była spontaniczna decyzja?
W zasadzie to był spontan. Już wcześniej starałam się coś bazgrolić z koleżanką i myślę że to mnie nakłoniło do rozpoczęcia przygody z tym opowiadaniem. To była chwila, jedno pytanie. I decyzja podjęta. Bardzo się z tego cieszę :)
2. Sama podjęłaś tą decyzję, czy może ktoś cię namówił?

Jak już wspomniałam, sama podjęłam tę decyzję. 
3. Jaki gatunek literacki najbardziej lubisz?

Nie będzie chyba zdziwienia jeśli powiem że epika :D
4. Czy chciałabyś choć na jeden dzień przenieść się w świat swojej bohaterki, bądź swojego bohatera?

Myślę, że z przyjemnością. Chciałabym wcielić się w postać Alice i spróbować zmagać się z jej przeciwnościami losu Myślę, ze byłaby to ciekawa przygoda.
5. Czy opisywana przez ciebie historia odgrywa się w miejscach, które znasz, w których kiedyś byłaś?

Nie, nigdy nie odwiedziłam Berlina. Jedynie byłam raz w Londynie, który ukazuje się w jednym z rozdziałów.
6. Gdzie byś chciała pojechać najbardziej?

Chciałabym pojechać nad Lazurowe Wybrzeże. To moje marzenie :)7. Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
Nie wydaje mi się. Pisanie jest dla mnie odskocznią od rzeczywistości, jednak nie planuję tego wiązać z moją przyszłością. Chociaż kto wie... He he he.
8. Jak reagujesz na krytykę?

Krytyka w każdej postaci jest bardzo pożyteczna. Cieszę się, że ktoś wytknie mi błędy, powie co jest nie tak, ponieważ uczymy się na własnych błędach :) Nie reaguję złością, wręcz przeciwnie - radością. 
9. Chciałabyś być sławna? Dlaczego?

Nie, nie lubię być w centrum uwagi, jestem osoba spokojną i nie wyróżniającą się niczym niezwykłym. 10. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? A w przyjaźń damsko-męską?
W miłośc od pierwszego wejrzenia, niekoniecznie. Przynajmniej ja czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam :) Jednak w przyjaźń damsko - męską jak najbardziej :) Sama mam bardzo dobrego przyjaciele, któremu mogę powierzyć wszystko i zaufać. Wiele osób mi wmawia, że nie ma czegoś takiego, jednak ja żyję dalej i wierze w moje przekonanie. 11. Pisanie to twoje najważniejsze hobby, czy masz inne?
Owszem, mam wiele innych hobby :) Jednym z najukochańszych jest jazda konna. Jeżdżę już od ponad 12 lat, kocham ten sport i myślę, że nigdy nie przestanę ;) Inne sporty również są moją pasją, np siatkówka, rolki czy piłka nożna. Jestem zaciętym kibicem WKS-u. :)

Pytania od Mroczna:
1. Ulubiona potrawa?
Pierogi mojej mamy! ;)
2. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Jeszcze nie wiem. Początkowo miał być weterynarz, ale pany się zmieniły. Myślę, że może biotechnologia.. Zobaczymy jeszcze. 
3. Co skłoniło cię do pisania?
Odpowiedź już była. Szukać wyżej ;)
4.Masz zwierzę ( nie wliczając rodzeństwa :p)?
Owszem, psa - Lucky :)
5.Wierzysz w pechowe/ szczęśliwe liczy?
Nie.
6. Co robisz, gdy masz zły humor?
Siedze w pokoju, słucham muzyki i staram się nie myśleć o niczym. :) Jem słodycze :P
7. Ulubiona książka?
Ojjjjj, duużo ich, gdybym zaczęła wymieniać to chyba bym nie skończyła do wieczora. Jestem prawdziwym molem książkowym :) Najlepsza to chyba: "Dziewiąty mag"  autorstwa A. R. Reystone 
8. Jak masz na imię?
Ania
9. Ulubiona dyscyplina sportowa?
Jeździectwo
10.Czy ktoś z bliskich wie, że piszesz?
Rodzice, ciocia i kuzynostwo ;)
11.Ulubiony film?
Park jurajski! :) 

Pytania od Seledynowa: 
1. Od kiedy piszesz ?
Od grudnia zeszłego roku.
2. Co jest twoją inspiracją?
Wszystko! Filmy, książki, codzienne życie, muzyka, to co mnie otacza :)3. Masz autorytet? Jeśli tak to jaki?
Moich rodziców :)4. Skąd wzięłaś pomysł na bloga?
Przyszedł sam. Ot tak :)5. Inne twoje blogi?
Brak :(6. Ulubiony pisarz/ pisarka?
Stephenie Meyer
7. Ulubione wydawnictwo?
MAG8. Najlepsza ekranizacja?
Mi bardzo podoba się ekranizacja książki "Miasto kości" 9. Ulubiona książka?
Wyżej :)10. Ulubiony bohater/bohaterka?
W tym momencie trudno mi powiedzieć ;)
11. Ulubiony cytat?
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać."

Pytania od Pozyytywnaa:
1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
Wyyżej :)
2. Spełniło się kiedyś jakieś Twoje marzenie?
Mieć psiaka, pojechać na obóz jeździecki, odwiedzić Londyn :)
3. Jak przeżywasz dołujące dni?
Wyyżej :)
4. Co sądzisz o transseksualistach?
Mi tam wsio. Niech se będą, tylko żeby nie przekonywali społeczności do tego, by inni byli tacy jak oni. 
5. W jaki sposób zniechęciłabyś do siebie natarczywą osobę?
Hmmm. Trudne pytanie.. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.. Preferowałabym raczej powiedzieć, żeby dała mi spokój i się odczepiła. 
6. Jak najczęściej spędzasz sobotnie wieczory?
Zwykle z popcornem i przed telewizorem z rodzinką ♥
7. Twój najzabawniejszy sen?
Ohohohooh. Moja przyjaciółka, która była pomidorem goniąca mnie z nożami.. Tak, to było z pewnością zabawne ale i dziwnie ^^
8. Jakie jest Twoje ulubione miasto w Polsce?
Wrocław ♥
9. Najlepszy film jaki w życiu obejrzałaś, to...?
Nie wiem, obejrzałam dużo fajnych filmów, ale nie wiem który był najlepszy ;)
10. Jak spędzisz resztę wakacji?
Raczej już końcówkę :) W podróży do domu ;) I z przyjaciółmi
11. Ile masz lat? :D 
17


Pytania od Bonia4444:
1. Masz jakieś hobby? Jakie?
Wyyżej ;P
2. Wolisz oglądać film/serial czy czytać książkę? Dlaczego?
Czytać książkę, ponieważ czasami filmy pozostawiają wiele do życzenia i nie mamy okazji rzucić wodzę fantazji.
3. Oglądasz jakieś seriale? Jakie?
"Pamiętniki wampirów", "Doktor House", "Violetta" xd
4. Co najbardziej lubisz w blogowaniu?
Że mogę się odciąć od rzeczywistości i wylać na "papier" swoje wszystkie emocje i pomysły :)
5. Co Cię skusiło, by założyć bloga?
Wyyżej ;)
6. Masz jakąś tajemnicę, której nigdy nikomu byś nie wyjawił/a?
Tak :)
7. Co chcesz robić w przyszłości?
Wyżej... ;__; 
8. Masz jakieś marzenia, które są praktycznie niemożliwe do spełnienia? Jakie?
Mieć własnego qnia ♥
9. Wierzysz w przesądy?
Nope
10. Jesteś tolerancyjny/a?
Yup
11. Skąd czerpiesz inspirację?
I znów odsyłam wyżej :)

Pytania od Mysterious:
1. Jakie jest twoje największe marzenie?
Wyżej :)
2. Ulubiony film?
Wyżej :)
3. Od kiedy piszesz i dlaczego?
Wyżej :)
4. Gdybyś miał/a wybrać między miłością a przyjaźnią, co byś wybrał/a?
Nie dałabym rady wybrać i to i to jest dla mnie równie ważne. 
5. Jakie są najbardziej cenione przez ciebie cechy u ludzi?
Uczciwość i wola walki
6. Co robisz w wolnym czasie?
Piszę, uprawiam sporty, czytam, słucham muzyki...
7. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
"Let it go"
8. Ile masz lat?
Wyżej :)
9. Która książka wywarła na tobie mocne wrażenie?
"Dziewiąty mag" A.R.Reytone
10. Największą radość sprawia Ci...
Jeździectwo
11. Gdybyś mógł/mogła cofnąć się w czasie, zrobił(a)byś/ to?
Poukładała parę spraw nieco inaczej..

Wszystkie pytania były tak oryginalne, że co chwila musiałam pisać "wyżej". :)

Moje pytania:
1. Gdzie są rzeki bez wody?
2.Kto jest najmądrzejszy?
3. Jakie jest twoje najstraszniejsze przeżycie?
4. Kupiłeś hot doga z sosem łagodnym, ale gdy  próbujesz przekąskę okazuje się, że dodano do niego pikantnego sosu? Jak zareagujesz najostrzej?
5. Trafiasz na wyspę małp. Kogo poprosisz o ratunek? (nie masz telefonu)
6. Rzuca cię chłopak/dziewczyna, jaką użyjesz ripostę, żeby mu szczęka opadła?
7. Założyłeś się z kolegami, o to, że będziesz w telewizji, co zrobisz, aby wygrać?
8. Niechcący zabiłeś muszę owocówkę, a jesteś zwolennikiem zwierząt, jak na to zareagujesz?
9. Znajdujesz zamknięty sejf. Co robisz, żeby go otworzyć i co tam znajdujesz?
10. Wygrałaś w totolotka, żona/mąż każe przeznaczyć pieniądze na cele charytatywne. Co robisz?
11. Czy chciałbyś poczytać mojego bloga?

Nominuję:

  • http://keep-ya-far.blogspot.com
  • http://justwordssophie.blogspot.com
  • http://story-of-dreamland.blogspot.com
  • http://sometimeshumanscanbeyourpainkillers.blogspot.co.uk
  • http://i-just-want-to-love-someone.blogspot.com
  • http://oursillystory.blogspot.com
  • http://wybor-miedzy-nami.blogspot.com
  • http://czarny-latawiec.blogspot.com
  • http://crossover-arrow.blogspot.com
  • http://put-forehead-world.blogspot.com


Versatile Blogger Award

Zostałam również wyróżniona do tej nagrody :) Niezwykle się z tego cieszę i bardzo chcę podziękować Pozyytyywna za nominację :)

Zasady:
1. Złożyć podziękowania nominującemu na jego blogu. 
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
4. Nominować min.7 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów tych blogów.
7. Trzeba odpowiedzieć i zadać 11 pytań.


7 faktów o mnie:
  1. Chodzę do drugiej klasy liceum
  2. Od 12 lat jeżdżę konno. Kocham to ♥
  3. Nie mogę żyć bez sportu. Jazda konna, rolki, siatkówka, koszykówka, piłka ręczna, pływanie. Zawsze coś musi być.
  4. Jestem wiernym kibicem WKS
  5. Jestem wolontariuszką we Wrocławskim Schronisku
  6. Jestem prawdziwym molem książkowym.
  7. Kocham trzy seriale: "Doktor House", "Pamiętniki wmpirów", "Violetta".


Nominuję:
  • http://kwiat-amarylisu.blogspot.com
  • http://learn-love-again.blogspot.com
  • http://between-love-and-hate-is-a-fine-line.blogspot.com
  • http://i-hope-your-heart-is-strong-enough.blogspot.com
  • http://stream-of-lies.blogspot.com
jak na razie to by było na tyle...






piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XV

Pod szpitalem czekał już na mnie lekarz przyjmujący wraz z wózkiem. Zdziwiłam się na jego widok, ponieważ nie dość, że był bardzo młody, to nie spodziewałam się, że zostanę przyjęta natychmiast. Zwykle na ostrym dyżurze trochę się czeka. Pewnie trenerka ma jakieś przywileje. Westchnęłam kiedy auto zatrzymało się przed samym wejściem do szpitala. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Niestety noga dała o sobie znać i runęłam na ziemię. Zamknęłam oczy, żeby w jakiś sposób uniknąć upadku. Po chwili zorientowałam się, że już powinnam leżeć, wyłożona na chodniku, jednak uniknęłam upadku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że podtrzymuje mnie lekarz. Spaliłam się ze wstydu i szukałam wzrokiem pomocy u Evelyn.
- Alice miała wypadek, przez co może mieć nieco nieskoordynowane ruchy.
              
          Młody mężczyzna powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem,  w zamian uśmiechając się od ucha do ucha. Na moje policzki wypłynęły jeszcze jaskrawsze rumieńce. Zgromiłam Eve wzrokiem, ponieważ nie do końca chodziło mi o taki efekt. Uśmiechnęła się przepraszająco i wzruszyła ramionami.
- Domyślam się, zwykle trafiają do nas właśnie tacy pacjenci. Alice, tak? Dobrze, siadaj i następnym razem poczekaj, aż ktoś obok ciebie będzie. – pomógł usiąść mi na wózku. Wzdrygnęłam się na samą myśl jak musiałam w tym momencie wyglądać. 
- Czy to jest konieczne? – skrzywiłam się.
- Tak mi się zdaje, ponieważ nie widzę chętnych do noszenia cię po całym bloku ostrego dyżuru. – po raz kolejny posłał zniewalający uśmiech – Nazywam się John Lewis i będę cię męczył przez najbliższy czas.
- Uroczo – burknęłam pod nosem i spojrzałam na trenerkę. – Co z mistrzostwami? Nadia pojedzie, prawda?
- Jeżeli się okaże, że z twoją nogą jest źle, to tak. Przykro mi Alice, ale będzie jeszcze bardzo dużo okazji, żebyś mogła pokazać swoje umiejętności. Ja natomiast wiem, że jesteś niesamowicie utalentowana, masz potencjał i potrafisz porozumiewać się z końmi. – uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć z pani ust.
- Alice, idę załatwić formalności, a ciebie zostawiam w dobrych rękach. Do zobaczenia później.
                Pani Stuart skręciła w korytarz prowadzący do recepcji, a ja z doktorem Lewisem pojechałam do jego gabinetu. Po drodze mijaliśmy kolejkę pacjentów czekających na przyjęcie. Była potwornie długa i znów zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób jej uniknęliśmy. Rozejrzałam się po korytarzu. Wszędzie były białe ściany, nieskazitelnie czyste podłogi, co jakiś czas mijały nas zapracowane pielęgniarki. Nie lubiłam szpitali odkąd złamałam rękę jak byłam mała. Pamiętam, że lekarz który robił prześwietlenie i zakładał mi gips, był tak nieprzyjemny i wredny, że mam do dzisiaj uraz do chirurgów. Chociaż od dzisiaj mogło się to zmienić, zważając na uprzejmość lekarza, który prowadził mój wózek.
- Mów mi po imieniu, nie żaden pan czy doktorze. Czuję się wtedy stary  – zaśmiał się .
- Jasne, mogę spytać ile masz lat? Wyglądasz na bardzo młodego…
- Nie jesteś pierwszą pacjentką, która się o to pyta. Oczywiście, to żadna tajemnica, mam 21 lat.
- I już pracujesz? – spojrzałam na niego z niemałym zdziwieniem – Jak to możliwe?! Powinieneś jeszcze studiować.
- Tak, masz rację, ale moi rodzice są wykładowcami  na Oxfordzie przez co udało mi się szybko dostać do elity szpitala. – uśmiechnął się – Trochę nie fair w stosunku do lekarzy, którzy kończą studia i nie mogą znaleźć porządnej pracy, a wierz mi, zdarzają się takie przypadki – zauważył mój szok na twarzy – Każdy tak reaguje, zaczyna to się robić monotonne – znowu się zaśmiał. -  To teraz opowiedz coś o sobie, z chęcią dowiem się, dlaczego cię tutaj przygnało.
                Niesamowite, że tak dobrze mi się z nim rozmawiało. O wiele lepiej się łapie kontakt z tak młodą osobą, niż z facetem w wieku czterdzieści lat, jak nie więcej. Wyluzowałam się i całe napięcie ze mnie zeszło. Opowiedziałam Johnowi wszystkie wydarzenia z dwóch ostatnich dni. Oczywiście skłamałam w paru  kwestiach, których nie chciałam poruszać, na przykład nie powiedziałam dlaczego miałam tak szaleńcze tępo biegu. Stwierdziłam, że ta informacja nie jest potrzebna doktorowi, a zaoszczędzę na niej sporo czasu, bo musiałabym całą historię mojego życia streścić w dziesięć minut. Było to raczej niewykonalne. Zresztą byłam u chirurga, nie psychologa.
 - Mam już twoje wyniki. Prześwietlenie było niepotrzebne, ponieważ nie masz żadnego złamania, ani pęknięcia – po tych słowach odetchnęłam z ulgą.
- Czyli nie będę musiała nosić gipsu? – Zaczęłam cieszyć się jak małe dziecko. Doktor Lewis się zaśmiał.
- Widzę, że już ci lepiej, oczywiście, nie musisz mieć zakładanego gipsu, jednak nie wrócisz do siebie natychmiast.  - zaniepokoiło mnie to stwierdzenie. - Tak jak już mówiłem, nie ma złamania, natomiast masz naciągnięte ścięgno Achillesa. Dlatego odczuwałaś tak potężny, rwący ból. Założymy ci usztywniacz na dwa tygodnie, możesz w nim spokojnie chodzić. Po dwóch tygodniach musisz się do mnie zgłosić i sprawdzimy jak tam wygląda przebieg leczenia. Nie muszę chyba dodawać, że przez ten okres nie możesz nadwyrężać swojej nogi.
                Dwa tygodnie. I nie wiadomo czy to wystarczy. Po prostu wspaniale, Nadia jak zwykle pokazała, że jest górą i nie da jej się pokonać. Wściekłam się na samą siebie, ponieważ wiedziałam, że nie mam po co pokazywać się na razie w stajni. Brakuje mi tylko spotkać w najbliższym czasie Nadię i zobaczyć jej triumfalny uśmiech na twarzy. Ehh, jak ja bym jej go z tej pięknej, zadbanej twarzyczki zdjęła. Wróciłam myślami do gabinetu doktora Lewisa i westchnęłam niezadowolona.
- Wiem, że nie bardzo cię to pociesza, jednak lepiej, że to tylko naciągnięcie, niż coś poważniejszego.  To tylko dwa tygodnie. No, uśmiech proszę, bo nie znoszę jak moi pacjenci się smucą. Czuję się wtedy niedoceniony – uśmiechnął się, a ja wybuchłam śmiechem.  - Daj mi pięć minut, pójdę załatwić ci usztywniacz.
- Postaram się jakoś przetrwać – rzuciłam szybko do niego kiedy zaczął wychodzić.
Po pięciu minutach rozległo się ciche pukanie. Nie mając pojęcia, kto to mógł być, powiedziałam cicho, że można wejść. Drzwi lekko się uchyliły i przez szparę wychynęła się głowa Evelyn. Uśmiechnęłam się na jej widok.
- Można? Nie będę przeszkadzać?
- Nie, jasne, że nie, możesz wejść.
- Jak się czujesz? Co z nogą? Jest bardzo źle, boli, złamana?
- Eve, spokojnie, nie zaczynaj gadać jak najęta, bo nie skończysz. – zaśmiałam się, po czym i ona wybuchła śmiechem.
- Przepraszam. 
- Noga nie jest złamana, jednak mam coś tam naciągnięte i będę miała usztywniacz.
- Nie jakieś coś tam, tylko ścięgno Achillesa. – odwróciłam się i okazało się, że słowa należą do doktora Lewisa. Wszedł niosąc wspaniały usztywniacz (oczywiście miałam namyśli, paskudny, ogromny przyrząd ortopedyczny). Zaraz za nim pojawiła się moja trenerka.
- Oni są razem, zdążyłam już to zaobserwować – Eve szepnęła mi do ucha, po czym szybko się  wyprostowała – A więc jak długo będziesz robocopem?
Udałam obruszoną, jednak zaraz się uśmiechnęłam, nie mogąc znieść rozbawionego wzroku doktora.  John zasiadł za swoim biurkiem, a jego rzekoma dziewczyna, a moja nauczycielka usiadła obok mnie.
- Całe dwa tygodnie – prychnęłam pod nosem. – A więc jak to dziadostwo się zakłada?
- Dziadostwo?! – teraz to lekarz udawał obrażonego – Żadne mi takie. To cię postawi na nogi i będziesz mogła z powrotem jeździć. Powinnaś być wdzięczna temu, kto to wymyślił.
-W dodatku, że nie musisz nosić gipsu, który jest o wiele mniej wygodny niż to co ci zaraz John… doktor Lewis założy. – tym razem odezwała się pani Stuart . Nie umknęła mojej uwadze, szybka poprawka dziewczyny. Uśmiechnęłam się pod nosem, upewniając się, że Eve miała rację. To dlatego nie musiałam czekać w pięciogodzinnej kolejce. Wszystko teraz było jasne.
- Zanim ci założę twoje „dziadostwo”, przepiszę ci leki przeciwbólowe, ponieważ noga może przez pierwsze dni dawać o sobie znać. Dodatkowo muszę zatelefonować do twoich rodziców, bądź opiekunów prawnych i poinformować o wypadku, interwencji medycznej oraz przebiegu leczenia.
- Nie. – odparłam bez zastanowienia.
Zadzwonienie do mojego ojca i poinformowanie, że podczas treningu jeździeckiego spadłam z konia, było ostatnią rzeczą, której w tym momencie potrzebowałam. W moim domu byłoby wtedy piekło na ziemi. Znów oberwałoby mi się, nie tylko przez słowa, ale obawiam się, że również przez czyny. Z drugiej jeszcze strony był on jeszcze na wyjeździe, więc może nie byłoby tak źle. Jednak niedługo tak czy siak wróci, a usztywniacz będzie na mojej nodze przez dwa tygodnie. Prędzej czy później by się dowiedział. Przecież nie powiem, że to nowa moda, do głupich ludzi on nie należy. 
- Alice, twój sprzeciw nie ma tutaj żadnego znaczenia. Muszę to zrobić, choćby nie wiem co. Do kogo wolisz, żebym zadzwonił?
- Do mamy. – wyciągnęłam jej wizytówkę z portfela i podałam Johnowi – Tutaj jest do niej numer.
- Dziękuję – przez chwilę przyglądał mi się uważnie po czym westchnął – Zadzwonię później. A więc w ten sposób zakładasz „dziadostwo”…

***

- Alice, jakoś wytrzymasz te dwa tygodnie. Później wszystko wróci do normy i zapomnisz o tym co się wydarzyło – Evelyn próbowała pocieszyć mnie w drodze do domu. – No i nie przejmuj się Nadią, może i wygrała tę rundę, ale dopiero jej pokażesz na co cię stać. – To nie ostatnie zawody gdzie zadrzesz jej nosa. Zobaczysz – przytuliła mnie.
- Masz rację, nie ma co się przejmować. Dobrze, że mam taką dobrą przyjaciółkę jak ty. Tylko, że to nie nią się teraz przejmuję. Chodzi o mojego kochanego tatusia – mój głos tonął w ironii – Jeżeli on dowie się, że jednak zapisałam się na jeździectwo to mnie zabije. Muszę, wymyślić jakąś wymówkę, kłamstwo, byleby się o tym nie dowiedział.
- A może porozmawiaj z mamą… - podsunęła delikatnie Eve.
- Nie ma mowy. Evelyn, nie zaczynaj nawet tego tematu, nie chcę się denerwować, a tym bardziej z tobą kłócić.
                Eve się tylko uśmiechnęła i przez resztę drogi nie kontynuowała tego tematu. Rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim. Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Po dziesięciu minutach drogi stanęliśmy na światłach i czekałyśmy na zielony sygnał. Spojrzałam w prawo i ujrzałam w samochodzie obok kilku chłopaków, którzy z uśmiechem na twarzy przyglądali się nam. Zaśmiałam się cicho pod nosem, przypominając jak to było z Grace. Nadal bardzo za nią tęskniłam, wiedziałam, że nie szybko się jeszcze z tym pozbieram. Oczywiście była jeszcze Eve, jednak nie było to to samo co z Grace. Ją poznałam niedawno, jednak równie szybko wiedziałyśmy o sobie o wiele więcej  i nasza zażyłość rosła. Odnalazłam kolejną bratnią duszę. Bardzo mnie to cieszyło, potrzebowałam mieć kogoś takiego jak przyszywana siostra, a Evelyn właśnie się nią stawała.
 Kiedy zajechałyśmy na podjazd, dziewczyna się ze mną pożegnała i odjechała.  Otworzyłam drzwi wejściowe i zauważyłam, ze mama krząta się po kuchni. Rzuciłam szybkie cześć i ruszyłam w stronę pokoju na piętrze. Nie mogłam za szybko się poruszać, a moje ruchy były dość nieskoordynowane. Strasznie dziwnie chodzi się w tym usztywniaczu, ale doktor Lewis zapewniał mnie, że po kilku dniach się polepszy. Mama natychmiast wychyliła z kuchni i chciała porozmawiać, ale ja powiedziałam, że nie teraz, bo jestem zmęczona. Powoli wczołgałam się do pokoju, Spike radośnie mnie przywitał i jak zwykle stanął na dwóch łapach, wylizując mi cała twarz. Całe szczęście stałam przy drzwiach, przez co nie runęłam na ziemię. Doczłapałam do łóżka i położyłam się, po czym zapadłam w płytki sen.
Kiedy się obudziłam było mi nieco ciasno na moim dość dużym łóżku. W dodatku coś mnie smyrało po nosie. Podrapałam się w tym miejscu i próbowałam z powrotem zasnąć. Jednak po chwili znów coś mnie łaskotało.
- Spike! Nie możesz znaleźć sobie lepszego zajęcia?! – wrzasnęłam i podniosłam się na poduszce.
- Jak się spało Robocopie? Przykro mi, ale Spike leży pod łóżkiem i nie ma zamiaru pofatygować się na górę. – obok mnie leżał wyciągnięty Gabriel i uśmiechał się zawadiacko.
- Oberwiesz za tego robocopa – rzuciłam w niego poduszką, a on od razu oddał mi tym samym. – Gabu, kto cię tutaj wpuścił? – nadal próbowała go trafić poduszką, chociaż ten w ogóle się tym nie przejmował i unikał zwinnie każdego ciosu.
- Twoja mama.
W końcu złapał mnie za nadgarstki, uniemożliwiając mi próby unicestwienia go. Przyciągnął mnie do siebie, chcąc pocałować, jednak ja odwróciłam ze śmiechem twarz. Gabriel nie czekał ani sekundy dłużej i powalił mnie na poduszki. Usiadł na mnie okrakiem i położył dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Co powiesz na to?
- Nic.. Chyba muszę się poddać. – poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają, a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek. Wykorzystałam chwilę jego nieuwagi, wykręciłam się i tym razem to on był na dole. Złożyłam na jego ustach szybki pocałunek.
- Wygrałam.
- Jesteś tego pewna? – spojrzałam na jego dłonie, które objęły mnie w biodrach. Już wiedziałam co ma zamiar zrobić. Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, niestety to było już nie uniknione. Chłopak zaczął mnie łaskotać. Wiłam się i wrzeszczałam, a ten nie przestawał.
- Gab… Błagam, już nie mogę, starczy!
- Wygrałaś?
- Tak, wygrałam!! – nadal się śmiałam i piszczałam, ponieważ on jeszcze bardziej zaczął mnie łaskotać. – Proszę, już nie mogę!
- Alice, kotku, jeszcze raz się spytam, wygrałaś?
- Nie! Ty wygrałeś, ale daj już spokój!!!
                Gabriel jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaprzestał swoich poczynań i pocałował mnie tak delikatnie, a jednocześnie żarliwie, że myślałam, że rozpuszczę się w jego objęciach. Opadłam obok niego i wtuliłam się w ciepłą pościel.
- Która godzina?
- Dochodzi ósma. Alice… Chciałem Cię przeprosić za wczoraj, za bardzo się zdenerwowałem.
- Wystraszyłam się, byłeś tak zdeterminowany i wściekły, że naprawdę się wystraszyłam. Ale było minęło. Tylko proszę, postępuj roztropnie w sprawach z moim ojcem. Pamiętaj, że się o ciebie martwię. A teraz przesłuchanie.– uśmiechnęłam się. – Czemu cię nie było dzisiaj w szkole? Chyba, że cię nie zauważyłam to przepraszam.
- Zrobiłem sobie wolne, nie chciałem cię denerwować, ale jak mi Evelyn powiedziała o wypadku przeraziłem się i to nie na żarty. Jak noga, długo będziesz musiała to nosić? – spojrzał na stabilizator.
- Dwa tygodnie. Dwa tygodnie będę twoim prywatnym cyborgiem. – oboje się zaśmialiśmy.
                Opowiedziałam mu o przebiegu wypadku, o triumfie Nadii, o tym, że nie pojadę na zawody, że bardzo żałuję. Chłopak pocieszał mnie i dodawał otuchy. Powiedziałam o ojcu, że boję się jego reakcji, kiedy usłyszy o jeździectwie, a kategorycznie mi tego zabronił.               Widziałam, że Gabriel po raz kolejny się napina. Po chwili wypuścił powoli powietrze i zapytał się co z mamą.
- Nie wiem. Eve też mówiła, żebym z nią porozmawiała, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Wątpię, żebym dużo tym wskórała.
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.
                Posiedzieliśmy jeszcze z pół godziny, po czym Gabriel powoli zebrał się i obiecał, że przyjedzie po mnie samochodem. Pożegnaliśmy się i brunet wyszedł. Jeszcze przez długi czas po jego wyjściu zastanawiałam się nad jego sugestią porozmawiania z mamą. Miałam dużo obaw, jednak zdecydowałam się, że powinnam to zrobić. Zebrałam się w garść i zeszłam na dół. Kobieta jak zwykle każdego wieczora siedziała w swoi gabinecie i myślała, nad jakimiś papierami z pracy. Zapukałam cicho i wsunęłam głowę do pomieszczenia. Mama popijała kawę i coś kreśliła w zeszycie. Wyglądała na przemęczoną. Nie chciałam jej niepokoić, ale musiałam wydusić z siebie chociaż trochę. Może ona by mnie wsparła. Kiedy weszłam i zamknęłam za sobą drzwi, kobieta zdjęła okulary i spojrzała na mnie, a potem na moją nogę.
- Mamo, musimy porozmawiać…


***
Oficjalnie możecie mnie zabić.
Miało być często, bo wakacje i wgl, a znów nawaliłam.
Byłam na obozie, później z rodzicami i tak szybko zleciało, że nie miałam ani chwili wytchnienia. No ale nowy rozdział jest i niedługo czeka na was niespodzianka, ponieważ… Niedługo pojawi się nowy bohater! I nie ukrywam, trochę namiesza w życiu Alice... A więc do „napisania” ;*

Pozdrawiam, Bezimienna.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XIV



            Biegłam ile sił w nogach. Nie patrzyłam na nikogo i na nic. Mijałam domy, samochody i ulice. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia przechodniów. Paliło mnie w gardle, słyszałam świst nierównego oddechu. Dusiły mnie łzy, już ich nie trzymałam, pozwoliłam im swobodnie spływać po policzkach. Droga do domu zdawała się nie mieć końca.
            Przebiegłam przez ulicę i miało co nie potrąciło mnieauto. Kierowca zahamował z piskiem opon zostawiając na jezdni długi, smolisty ślad. Słyszałam jak przeklina, rzucając w moja stronę obelgi. W normalnych okolicznościach zatrzymałabym się i zaczęła oddawać tym samym, jednak teraz nie było na to czasu. Machnęłam na niego ręką i biegłam dalej.
Eveline z początku nie chciała mnie puścić. Bała się o mnie i ja to rozumiałam, jednak w tym momencie myślałam tylko i wyłącznie o Gabrielu. Kiedy ostatni raz go widziałam, z jego oczu można był wyczytać gniew, wściekłość i ogromne zdeterminowanie. Na prawdę chciał coś zrobić mojemu ojcu. Całym sercem pragnął, żeby cierpiał tak jak ja, albo i  jeszcze bardziej, ale Deryl Parker był nieobliczalny. Gabriel nie miał z nim żadnych szans. Miałam najgorsze przeczucia.
                Do domu było już tylko kilkaset metrów. Błagałam w myślach, żeby Gabriel się rozmyślił, uspokoił i zawrócił. Jednak już z daleka spostrzegłam jego motor zaparkowany na podjeździe pod domem. Gdyby moje serce mogło, to już dawno wyskoczyło by z mojej piersi. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Nagle poczułam w nodze przeraźliwie rwący ból. Myślałam, że zaraz się przewrócę. Skrzywiłam się, jednak nie zwolniłam tępa. Nie w tym momencie. Kiedy byłam już pod domem, przystanęłam i znieruchomiałam. Drzwi wejściowe były otwarte na oścież, a Gabriel siedział na schodach na ganku. Miał spuszczoną głowę, nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Widziałam jak ciężko oddycha i zaciska z całych sił pięści. Podeszłam powoli w jego stronę, starając ukryć się grymas bólu. Chcąc nie chcąc i tak utykałam, więc po chwili zauważyłam zaniepokojone spojrzenie chłopaka. Uśmiechnęłam się, tym samym odwracając jego uwagę. Usiadłam obok na schodach i spojrzałam na niego.
- Nie ma go – warknął takim tonem, że przeszły mnie ciarki. Chciałam, żeby poszedł do domu, odpuścił, ale po chwili się zorientowałam, że przecież nie musi.
- I nie będzie przez tydzień. Wyjechał do Monachium na jakąś konferencję. Gabriel, obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz – dotknęłam jego dłoni.
- Alice! – podniósł głos, ale natychmiast się zorientował, że nieco przesadził i zapytał opanowanym już tonem – Czemu ty go ciągle bronisz? – spojrzał na mnie z żalem – Dlaczego nie chcesz odpuścić?
- Nikogo nie bronię. Martwię się o ciebie, rozumiem, że jesteś wściekły i z całego sera go nienawidzisz, ponieważ ja mam to samo. Jednak nie znasz Deryla. Prędzej to on ciebie zabije, niż ty mu cokolwiek zrobisz. Proszę cię, nie działaj na własną rękę.
- Przepraszam, ale tym razem nie mogę ci niczego obiecać – wstał i odszedł.
***
- Mówisz, że wstał i poszedł? – Eveline podała mi kubek gorącej, świeżo zaparzonej zielonej herbaty i usiadła obok mnie na kanapie.
- Tak jak mówię, nie wiem… Niby to dobrze, ale teraz mi go trochę brakuje. Martwię się o niego, gdybyś widziała jak się zachowuje, jak cały się trząsł z nerwów.
- Rozumiem, wcale mu się nie dziwię. Odczekaj trochę, daj mu ochłonąć, wyluzować się. Pewnie musi teraz nad tym wszystkim pomyśleć, zastanowić się co zrobić dalej. Nie oczekuj tylko, że on tak po prostu odpuści, bo widać, że tego tak nie zostawi. Kocha Cię i nie chce, żeby działa ci się krzywda.
- Może i masz racje. Myślisz, że jutro będę mogła z nim porozmawiać?
- Pewnie tak, może nawet dzisiaj zadzwoni. Poczekaj trochę, niedługo się okaże. Jak tam noga?
- W porządku. Myślę, że jest okej… Skąd wiedziałaś kiedy przyjść? Czyżby Gabu do ciebie zadzwonił?
- Mówiłam, że mu na tobie zależy. Nie zostawiłby cię teraz samej. Powiedział mi, żebym do ciebie zajrzała, bo nie najlepiej się czujesz, więc  jestem. Chyba mnie nie wygonisz? – zaśmiała się.
- Oczywiście, że nie, jakże bym śmiała. Dziękuję, że wpadłaś. Obawiam się jutrzejszego dnia w szkole. Dzisiaj odbyło się niezłe przedstawienie, założę się, że po całej szkoły będą krążyć plotki na temat mnie i Erica.
- Nie przejmuj się tymi snobami. Taka już kolej rzeczy, pogadają i odpuszczą, w końcu temat im się znudzi. Najważniejsze, że wiesz jaka jest prawda i nic, ani nikt tego nie zmieni.
                W ten sposób przesiedziałyśmy cały wieczór, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Poobgadywałyśmy niektórych nauczycieli, znane osoby w szkole, usłyszałam nowe plotki i ciekawostki. Okazało się, że w przyszłym tygodniu mam sprawdzian z chemii na który nic nie potrafię. Będę musiała przysiąść i porządnie wykuć cały materiał. Narobiło mi się jednak trochę zaległości.
Pamiętam, jeszcze dwa lata temu mogłam spokojnie uczyć się z tatą. Przysiadł ze mną przy biurku i tłumaczył mi wszystkie lekcje. Pamiętam nawet, jak od czasu do czasu uczyła się ze mną Grace. I wtedy było wszystko w porządku. Nie zauważałam żadnych złych sygnałów.

- Dobra dziewczyny, to co teraz mam wam wytłumaczyć? Geografie już rozumiecie, z matmy to możecie jechać na olimpiadę, także chyba osiągnęliśmy sukces.
- Ma pan racje, ale myślę, że z olimpiadą nie powinnyśmy tak szaleć. Do mistrzów nam jeszcze trochę brakuje. Jak na razie wystarczy piątka ze sprawdzianu. Myślę, że to w zupełności nam wystarczy, prawda? – spojrzała na mnie uśmiechnięta.

- Jasne. Tato, to już chyba będzie wszystko. Dzięki wielkie za wszystko, idziemy się teraz nieco wyluzować, myślę, że pójdziemy na spacer. Wrócę pod wieczór. Nie musisz się o mnie martwić.
- Nie muszę, nie muszę , będziesz z Grace, nic ci nie grozi. No dobrze, idźcie przewietrzcie mózgi, starczy nauki na dzisiaj. Alice – wyjął portfel i podał mi parę funtów. – Trzymaj, kupcie sobie coś na osłodę, myślę, że to was trochę ożywi, bo jak na razie to wyglądacie jakbyście miały zaraz zasnąć.
- Dzięki – dałam mu całusa w policzek i wyszłam za przyjaciółką, zamykając za sobą drzwi.   
                 
Skrzywiłam się na samą myśl o tym, że mogłam wtedy mieć z nim tak bliskie stosunki. Kochany tatuś z kochaną córeczką. Przeszedł mnie dreszcz. Otrząsnęłam się i zorientowałam, że musiałam na chwile przysnąć. Evelyn zostawiła karteczkę, że spotkamy się jutro w szkole. Dopiero pod wieczór zorientowałam się, że moja mama musiała jechać z ojcem, bo o tej porze już dawno powinna być w domu. Spojrzałam na Spike’a. Siedział pod stolikiem i spoglądał na mnie tymi swoimi szczenięcymi oczkami.
- Jesteś głodny, co? - owczarek zaszczekał donośnym głosem i zamerdał ogonem. Poczłapałam w stronę kuchni i wyjęłam z szafki puszkę z jego ulubioną karmą.
- Może być z kurczakiem w sosie? – po raz kolejny usłyszałam potwierdzenie. Uśmiechnęłam się i nałożyłam karmy do miski.
Kiedy pies został nakarmiony, stwierdziłam, że też powinnam coś zjeść. Zrobiłam sobie trochę sałatki i wzięłam do tego kawałek chleba z masłem. Tak zaopatrzona udałam się do swojego pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zorientowałam, że wszędzie panuje bałagan. Nigdy nie miałam czasu go posprzątać.  Dzisiaj również odmówiłam swojemu rozsądkowi i po zjedzeniu kolacji poszłam spać.
***
                Kiedy wyszłam, byłam niemal pewna, że pod domem będzie zaparkowany motor, lub samochód Gabriela. Mojemu zdziwieniu nie było końca, kiedy na schodach czekała na mnie Evelyn.
- Ev? Gdzie jest Gabriel?
- Jeżeli nie chcesz, żebym tutaj była, wystarczyło powiedzieć – uśmiechnęła się do mnie.
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi – przytuliłam ją – Myślałam, że Gabu będzie czekał, zawsze czeka… – powiedziałam rozkojarzona i ruszyłam w stronę szkoły.
- Ziemia do Alice! – pstryknęła mi palcami przed oczami – Wiem, że się martwisz, ale spokojnie. Pewnie miał coś do załatwienia. Może dzisiaj sobie odpuści szkołę, zobaczysz na miejscu. Mamy teraz biologię, a więc będziemy przechodzić obok jego sali lekcyjnej. 
                               Miałam ochotę podejść i zadzwonić do jego domu, ale nie chciałam być napastliwa, więc minęłam jego dom, nie wzbudzając w Evelyn żadnych podejrzeń. Podczas drogi do szkoły powtarzałyśmy ostatnie lekcje, bo bardzo prawdopodobne było, że będą nas pytać. Dobrze, że miałam ją przy sobie. Mniej myślałam o śmierci Grace, o tym, ze jej już nie ma. Nie chodzi o to, że Eve mi ją zastąpiła, po prostu mogłam tyle nie myśleć o wszystkich problemach i nie wracać myślami to tragicznych wydarzeń.
Kiedy szłyśmy przez szkolne podwórko widziałam ciekawskie spojrzenia. Słyszałam ciche szepty, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Byłam dziewczyną najpopularniejszego chłopaka w szkole. Chcąc nie chcąc byłam na to skazana, a wczorajsze zamieszanie dolało oliwy do ognia. Zignorowałam wszystkich i spokojnie weszłam do szkoły. 
                Na biologii okazało się, że profesor oszczędził nam nerwów i odpuścił branie do odpowiedzi. Wszyscy odetchnęli z ulgą, łącznie ze mną. Mimo, że się uczyłam, nie czułam się pewnie i wolałam nie ryzykować. Przez całą lekcję robiłam porządne notatki, żeby nie podpaść nauczycielowi. Raz nawet zapytał mnie o kilka rzeczy, a że uważałam, mogłam mu spokojnie odpowiedzieć. Po chwili Evelyn podała mi karteczkę. Spojrzałam zdziwiona na nią po czym w stronę tablicy, żeby sprawdzić czy mogę spokojnie odczytać karteczkę. Kiedy „teren okazał się czysty”, rozwinęłam pogięty skrawek kartki i przeczytałam jego treść: „Chyba podoba mi się Eric”. Myślałam, że padnę, uśmiechnęłam się do niej, po czym znów spojrzałam na liścik. Wcale jej się nie dziwię, ten chłopak był naprawdę niezły i miał swój urok osobisty, który urzekł pewnie niejedną już dziewczynę. Już miałam jej odpisać, kiedy nade mną stanął pan White.
- Mogę wiedzieć czym się zajmujesz? Bo to na pewno nie jest moja lekcja.
- E… To nic takiego… Przepraszam bardzo.
- Proszę podejść do mnie po lekcji. – odwrócił się na pięcie i z powrotem stanął przy biurku, kontynuując lekcję.
                Zgięłam kartkę i wrzuciłam do kieszeni. Spojrzałam na Evelyn i bezszelestnie poruszałam ustami: po lekcji. Kiwnęła głową i wróciła do robienia notatek. Tak naprawdę, to pewnie myślała o przystojnym brunecie. Że też wcześniej tego nie zauważyłam. Postanowiłam coś z tym zrobić. Kiedy zadzwonił dzwonek udałam się do biurka profesora White’a.
- Rozczarowała mnie pani, panno Parker. Ma pani coś na swoje wytłumaczenie?
Milczałam. No bo co w końcu miałam powiedzieć? Wie pan, musiałam pomóc mojej przyjaciółce w rozterkach miłosnych? Chyba by mnie wyśmiał i pomyślał, że zwariowałam.   
- W takim razie rozumiem. Ma pani szczęście, że wcześniej uważała i że ma pani solidne notatki, w przeciwnym razie wylądowałaby pani w gabinecie dyrektora. Proszę na jutro napisać dodatkowy referat na temat zawarty w książce. Na ocenę. Do widzenia.
- Dziękuję, do widzenia.
                Myślałam, że będzie o wiele gorzej. Referat? Wystarczyło mi jedno popołudnie, żeby spełnić zachciankę nauczyciela. Znając życie i tak go dokładnie nie przeczyta. Odłoży go do szuflady, a ocenę wpisze, jaka mu się będzie podobać. Przynajmniej nie musiałam się tłumaczyć w gabinecie dyrektora.
- I jak? – przyjaciółka wyskoczyła zaraz jak tylko wyszłam z Sali – Bardzo źle?
- Referat, luzik. Trochę pomarudził, ale nic więcej. Napiszę i będzie spokój.
- Przepraszam cię, naprawdę przepraszam, nie chciałam, żebyś miała kłopoty.
- Daj spokój, nic takiego – rozejrzałam się po korytarzu i zauważyłam klasę Gabriela, jednak chłopaka tam nie było, ale spostrzegłam inną osobę, która w tym momencie była bardzo przydatna. Uśmiechnęłam się do Evelyn i ruszyłam w stronę Erica.
- Nie waż się, nie ma mowy, ty chyba sobie ze mnie żartujesz! – złapała mnie za rękę, co mnie nie zatrzymało. – Alice, proszę cię, nie rób mi tego! – jej błagania były na nic, ponieważ już po chwili stałam przed chłopakiem.
- Cześć Eric, co u ciebie słychać? – zapytałam zadowolona ze swojego pomysłu. – Eve miała do ciebie małe pytanie – spojrzałam na blondynkę, która momentalnie stała się cała czerwona. Dziewczyna się nie odezwała, niemal ją zamurowało. – Bo widzisz, Eve bardzo lubi muzykę, kocha śpiewać i chciałaby przyjść na wasz koncert, zresztą ja też bym się wybrała.
- Jasne – spojrzał na blondynkę – Rozumiem. Najbliższy koncert jest w sobotę wieczór w klubie muzycznym „Evidance”. Niedaleko stąd zresztą. Zapraszam – posłał w stronę Evelyn promienny uśmiech, co mnie aż zszokowało. Takiego go jeszcze nie wiedziałam. Zwykle był skryty i bardzo tajemniczy.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, więc trąciłam ją lekko z łokcia w bok. Blondynka się ocknęła i spojrzała na mnie – Dziękuję, wpadniemy, z całą pewnością. Do zobaczenia – odwróciła się i pospiesznie odeszła. Kiedy ją dogoniłam postawiła mi wszelkie możliwe zarzuty i obrzuciła wyrzutami. Ja za każdym razem odpowiadałam to samo – Tak, też cię kocham. Kiedy znudziło jej się ochrzanianie mnie, odpuściła i prowadziła ze mną spokojną rozmowę. Odetchnęłam z ulgą i dziękowałam, że jej usta w końcu się zamknęła. Po lekcjach pożegnałyśmy się, a ja powolnym krokiem ruszyłam w stronę stajni.
***
                - Dzisiaj przeprowadzę eliminacje. Za dwa tygodnie jest wyjazd do Hanoweru na mistrzostwa krajowe. Mogę zabrać ze sobą tylko jedną osobę, także dzisiaj będę musiała podjąć te trudną decyzję. Każdy z osobna będzie musiał się zaprezentować od jak najlepszej strony i dać z siebie wszystko. Na początek ruszacie stępem. Na rogu zaczynacie kłusem. Macie dwa kółka na zaprezentowanie wybranych przez siebie figur . Następnie ruszacie  galopem również dwa kółka. Na koniec macie do pokonania cztery przeszkody: okser, stacjonata, murek i triplebarre. Osoba, która wykona cały przejazd bezbłędnie i zachwyci mnie swoimi umiejętnościami, będzie mogła zaprezentować się przed najlepszymi sędziami w kraju. Zaczynamy od Marthy. Zapraszam.
                Tego nikt z nas się nie spodziewał. Była to dla mnie ogromna szansa. Zdałam sobie sprawę, że rywalizacja będzie zacięta. Najbardziej waleczna będzie Nadia, która pragnie uprzykrzyć mi życie od samego początku. Udałam się do boksu i wyczyściłam Dragona. Zaplotłam mu grzywę w idealne warkocze. Wiedziałam, że to nic nie da w przejeździe, jednak lubiłam kiedy koń ładnie wyglądał. Jedyne czego teraz się obawiałam to, że ból w nodze powróci. Jak dotąd przez cały dzień nic mnie nie bolało, jednak to nie oznaczało, że nie muszę się niczym martwić. Musiałam uważać i kontrolować ułożenie nogi w strzemieniu. Kiedy wyprowadziłam arabka przed ujeżdżalnię, swój przejazd zaczynała właśnie Nadia, więc niedługo była moja kolej. Serce zaczęło mi coraz szybciej bić, jednak musiałam się uspokoić, ponieważ koń wyczuwał niepokój jeźdźca.
- Nadia, bardzo dobry przejazd. Jak na razie jesteś pierwszą kandydatką do wyjazdu, jednak jeszcze przed tobą jest Alice. Nie będę ukrywać, ona również ma wysokie szanse i jest dla ciebie zagrożeniem. Zapraszam, możesz zaczynać – spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Wsiadłam na konia i wjechałam na ujeżdżalnię. Popatrzyłam w stronę Evelyn. Dziewczyna stała przy barierce i trzymała kciuki. Moje spojrzenie powędrowało teraz w stronę Nadii. Widziałam na jej twarzy arogancki uśmiech i pełne pewności spojrzenie triumfu. Zignorowałam ją i skupiłam się na tym, co było teraz.  Wykonałam ukłon i zaczęłam przejazd. Zaczęłam stępem. Po chwili ruszyłam kłusem i zaprezentowałam kilka figur ujeżdżeniowych.
Na koniec zostały mi do pokonania cztery przeszkody. Skupiłam się i nakierowałam Dragona na pierwszą z nich. Odbił się lekko od podłoża i idealnie przeskoczył przez nią lądując spokojnie po drugiej stronie. Kolejna przeszkoda poszła równie gładko jak poprzednia. Zostały nam jeszcze dwie. Noga jak na razie nie dawała żadnych sygnałów więc spokojnie pokonałam również murek. Na koniec została jeszcze najcięższa przeszkoda, której obawiałam się najbardziej. Wykonałam spokojne okrążenie i znalazłam się naprzeciw triplebarre. Jeden spokojny oddech i kilka metrów bliżej, kolejny oddech i dzieliło mnie już tylko kilka metrów od przeszkody. Czas jakby zwolnił. Poczułam napięte mięśnie Dragona, zebrałam wodze i skupiłam się tylko i wyłącznie na wybyciu. Kiedy byłam w powietrzu zaczęłam się cieszyć ze zwycięstwa nad Nadią. Jednak to był błąd, ponieważ póki nie znalazłam się po drugiej stronie, nie było mowy o wygranej. Nagle poczułam w nodze potwornie rwący ból, skrzywiłam się, straciłam równowagę i runęłam na ziemię. Zderzenie z ziemią nie było zbyt bolesne, ponieważ wyłożona była trocinami, jednak myślałam, że będę wrzeszczeć z bólu, który opanował moją nogę. Powstrzymywałam się z całych sił i po chwili wydałam z siebie cichy jęk. Momentalnie podbiegła do mnie trenerka i spytała zaniepokojona – Jak twoja głowa, boli cię? Masz mroczki przed oczami? Kręci ci się w głowie, jak się czujesz?
- W porządku, tylko moja noga… – syknęłam i  sięgnęłam ręką w stronę łydki.
- Spokojnie, Evelyn, pomóż mi  – trenerka postawiła mnie na nogi i objęła z jednej strony. Z drugiej podeszła moja przyjaciółka i również pomogła mi się utrzymać nie dając stanąć mi na urazie. W ten oto sposób zostałam odholowana do szpitala.

***
No więc jest. Tak, wiem, zaraz mnie ukamieniujecie, bo dopiero teraz pojawił się ten rozdział. Nie będę się tyle tłumaczyć, bo jednak zawaliłam. Ale mam nadzieję, że mnie za to nie pobijecie. Tak więc zapraszam do miłej lektury. Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy i że jesteście ze mną. Jesteście wspaniali. Zaczynają się wakacje, więc myślę, że rozdziały będą częściej. W takim razie do „przeczytania”. Pozdrawiam gorąco,
Bezimienna.