Pod szpitalem czekał już na mnie lekarz przyjmujący wraz z
wózkiem. Zdziwiłam się na jego widok, ponieważ nie dość, że był bardzo młody,
to nie spodziewałam się, że zostanę przyjęta natychmiast. Zwykle na ostrym
dyżurze trochę się czeka. Pewnie trenerka ma jakieś przywileje. Westchnęłam
kiedy auto zatrzymało się przed samym wejściem do szpitala. Otworzyłam drzwi i
wysiadłam. Niestety noga dała o sobie znać i runęłam na ziemię. Zamknęłam oczy,
żeby w jakiś sposób uniknąć upadku. Po chwili zorientowałam się, że już
powinnam leżeć, wyłożona na chodniku, jednak uniknęłam upadku. Otworzyłam oczy
i zobaczyłam, że podtrzymuje mnie lekarz. Spaliłam się ze wstydu i szukałam
wzrokiem pomocy u Evelyn.
- Alice miała wypadek, przez co może mieć nieco
nieskoordynowane ruchy.
Młody mężczyzna powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem, w zamian uśmiechając się od ucha do ucha. Na moje policzki wypłynęły jeszcze jaskrawsze rumieńce. Zgromiłam Eve wzrokiem, ponieważ nie do końca chodziło mi o taki efekt. Uśmiechnęła się przepraszająco i wzruszyła ramionami.
- Domyślam się, zwykle trafiają do nas właśnie tacy
pacjenci. Alice, tak? Dobrze, siadaj i następnym razem poczekaj, aż ktoś obok
ciebie będzie. – pomógł usiąść mi na wózku. Wzdrygnęłam się na samą myśl jak
musiałam w tym momencie wyglądać.
- Czy to jest konieczne? – skrzywiłam się.
- Tak mi się zdaje, ponieważ nie widzę chętnych do noszenia
cię po całym bloku ostrego dyżuru. – po raz kolejny posłał zniewalający uśmiech
– Nazywam się John Lewis i będę cię męczył przez najbliższy czas.
- Uroczo – burknęłam pod nosem i spojrzałam na trenerkę. –
Co z mistrzostwami? Nadia pojedzie, prawda?
- Jeżeli się okaże, że z twoją nogą jest źle, to tak.
Przykro mi Alice, ale będzie jeszcze bardzo dużo okazji, żebyś mogła pokazać
swoje umiejętności. Ja natomiast wiem, że jesteś niesamowicie utalentowana,
masz potencjał i potrafisz porozumiewać się z końmi. – uśmiechnęła się
promiennie.
- Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć z pani ust.
- Alice, idę załatwić formalności, a ciebie zostawiam w dobrych
rękach. Do zobaczenia później.
Pani Stuart skręciła w korytarz prowadzący do recepcji, a ja z doktorem Lewisem pojechałam
do jego gabinetu. Po drodze mijaliśmy kolejkę pacjentów czekających na
przyjęcie. Była potwornie długa i znów zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób
jej uniknęliśmy. Rozejrzałam się po korytarzu. Wszędzie były białe ściany,
nieskazitelnie czyste podłogi, co jakiś czas mijały nas zapracowane
pielęgniarki. Nie lubiłam szpitali odkąd złamałam rękę jak byłam mała.
Pamiętam, że lekarz który robił prześwietlenie i zakładał mi gips, był tak
nieprzyjemny i wredny, że mam do dzisiaj uraz do chirurgów. Chociaż od dzisiaj
mogło się to zmienić, zważając na uprzejmość lekarza, który prowadził mój
wózek.
- Mów mi po imieniu, nie żaden pan czy doktorze. Czuję się
wtedy stary – zaśmiał się .
- Jasne, mogę spytać ile masz lat? Wyglądasz na bardzo
młodego…
- Nie jesteś pierwszą pacjentką, która się o to pyta.
Oczywiście, to żadna tajemnica, mam 21 lat.
- I już pracujesz? – spojrzałam na niego z niemałym
zdziwieniem – Jak to możliwe?! Powinieneś jeszcze studiować.
- Tak, masz rację, ale moi rodzice są wykładowcami na Oxfordzie przez co udało mi się szybko
dostać do elity szpitala. – uśmiechnął się – Trochę nie fair w stosunku do
lekarzy, którzy kończą studia i nie mogą znaleźć porządnej pracy, a wierz mi,
zdarzają się takie przypadki – zauważył mój szok na twarzy – Każdy tak reaguje,
zaczyna to się robić monotonne – znowu się zaśmiał. - To teraz opowiedz coś o sobie, z chęcią
dowiem się, dlaczego cię tutaj przygnało.
Niesamowite,
że tak dobrze mi się z nim rozmawiało. O wiele lepiej się łapie kontakt z tak
młodą osobą, niż z facetem w wieku czterdzieści lat, jak nie więcej.
Wyluzowałam się i całe napięcie ze mnie zeszło. Opowiedziałam Johnowi wszystkie
wydarzenia z dwóch ostatnich dni. Oczywiście skłamałam w paru kwestiach, których nie chciałam poruszać, na
przykład nie powiedziałam dlaczego miałam tak szaleńcze tępo biegu.
Stwierdziłam, że ta informacja nie jest potrzebna doktorowi, a zaoszczędzę na niej
sporo czasu, bo musiałabym całą historię mojego życia streścić w dziesięć
minut. Było to raczej niewykonalne. Zresztą byłam u chirurga, nie psychologa.

- Czyli nie będę musiała nosić gipsu? – Zaczęłam cieszyć się
jak małe dziecko. Doktor Lewis się zaśmiał.
- Widzę, że już ci lepiej, oczywiście, nie musisz mieć
zakładanego gipsu, jednak nie wrócisz do siebie natychmiast. - zaniepokoiło mnie to stwierdzenie. - Tak
jak już mówiłem, nie ma złamania, natomiast masz naciągnięte ścięgno Achillesa.
Dlatego odczuwałaś tak potężny, rwący ból. Założymy ci usztywniacz na dwa
tygodnie, możesz w nim spokojnie chodzić. Po dwóch tygodniach musisz się do
mnie zgłosić i sprawdzimy jak tam wygląda przebieg leczenia. Nie muszę chyba
dodawać, że przez ten okres nie możesz nadwyrężać swojej nogi.
Dwa
tygodnie. I nie wiadomo czy to wystarczy. Po prostu wspaniale, Nadia jak zwykle
pokazała, że jest górą i nie da jej się pokonać. Wściekłam się na samą siebie,
ponieważ wiedziałam, że nie mam po co pokazywać się na razie w stajni. Brakuje
mi tylko spotkać w najbliższym czasie Nadię i zobaczyć jej triumfalny uśmiech
na twarzy. Ehh, jak ja bym jej go z tej pięknej, zadbanej twarzyczki zdjęła.
Wróciłam myślami do gabinetu doktora Lewisa i westchnęłam niezadowolona.
- Wiem, że nie bardzo cię to pociesza, jednak lepiej, że to
tylko naciągnięcie, niż coś poważniejszego.
To tylko dwa tygodnie. No, uśmiech proszę, bo nie znoszę jak moi
pacjenci się smucą. Czuję się wtedy niedoceniony – uśmiechnął się, a ja
wybuchłam śmiechem. - Daj mi pięć minut,
pójdę załatwić ci usztywniacz.
- Postaram się jakoś przetrwać – rzuciłam szybko do niego
kiedy zaczął wychodzić.
Po pięciu minutach rozległo się
ciche pukanie. Nie mając pojęcia, kto to mógł być, powiedziałam cicho, że można
wejść. Drzwi lekko się uchyliły i przez szparę wychynęła się głowa Evelyn.
Uśmiechnęłam się na jej widok.
- Można? Nie będę przeszkadzać?
- Nie, jasne, że nie, możesz wejść.
- Jak się czujesz? Co z nogą? Jest bardzo źle, boli,
złamana?
- Eve, spokojnie, nie zaczynaj gadać jak najęta, bo nie
skończysz. – zaśmiałam się, po czym i ona wybuchła śmiechem.
- Przepraszam.
- Noga nie jest złamana, jednak mam coś tam naciągnięte i
będę miała usztywniacz.
- Nie jakieś coś tam, tylko ścięgno Achillesa. – odwróciłam
się i okazało się, że słowa należą do doktora Lewisa. Wszedł niosąc wspaniały
usztywniacz (oczywiście miałam namyśli, paskudny, ogromny przyrząd
ortopedyczny). Zaraz za nim pojawiła się moja trenerka.
- Oni są razem, zdążyłam już to zaobserwować – Eve szepnęła
mi do ucha, po czym szybko się
wyprostowała – A więc jak długo będziesz robocopem?
Udałam obruszoną, jednak zaraz
się uśmiechnęłam, nie mogąc znieść rozbawionego wzroku doktora. John zasiadł za swoim biurkiem, a jego
rzekoma dziewczyna, a moja nauczycielka usiadła obok mnie.
- Całe dwa tygodnie – prychnęłam pod nosem. – A więc jak to
dziadostwo się zakłada?
- Dziadostwo?! – teraz to lekarz udawał obrażonego – Żadne
mi takie. To cię postawi na nogi i będziesz mogła z powrotem jeździć. Powinnaś
być wdzięczna temu, kto to wymyślił.
-W dodatku, że nie musisz nosić gipsu, który jest o wiele
mniej wygodny niż to co ci zaraz John… doktor Lewis założy. – tym razem
odezwała się pani Stuart . Nie umknęła mojej uwadze, szybka poprawka dziewczyny.
Uśmiechnęłam się pod nosem, upewniając się, że Eve miała rację. To dlatego nie
musiałam czekać w pięciogodzinnej kolejce. Wszystko teraz było jasne.
- Zanim ci założę twoje „dziadostwo”, przepiszę ci leki
przeciwbólowe, ponieważ noga może przez pierwsze dni dawać o sobie znać.
Dodatkowo muszę zatelefonować do twoich rodziców, bądź opiekunów prawnych i
poinformować o wypadku, interwencji medycznej oraz przebiegu leczenia.
- Nie. – odparłam bez zastanowienia.
Zadzwonienie do mojego ojca i
poinformowanie, że podczas treningu jeździeckiego spadłam z konia, było
ostatnią rzeczą, której w tym momencie potrzebowałam. W moim domu byłoby wtedy
piekło na ziemi. Znów oberwałoby mi się, nie tylko przez słowa, ale obawiam
się, że również przez czyny. Z drugiej jeszcze strony był on jeszcze na
wyjeździe, więc może nie byłoby tak źle. Jednak niedługo tak czy siak wróci, a
usztywniacz będzie na mojej nodze przez dwa tygodnie. Prędzej czy później by
się dowiedział. Przecież nie powiem, że to nowa moda, do głupich ludzi on nie
należy.
- Alice, twój sprzeciw nie ma tutaj żadnego znaczenia. Muszę
to zrobić, choćby nie wiem co. Do kogo wolisz, żebym zadzwonił?
- Do mamy. – wyciągnęłam jej wizytówkę z portfela i podałam
Johnowi – Tutaj jest do niej numer.
- Dziękuję – przez chwilę przyglądał mi się uważnie po czym
westchnął – Zadzwonię później. A więc w ten sposób zakładasz „dziadostwo”…
***
- Alice, jakoś wytrzymasz te dwa tygodnie. Później wszystko
wróci do normy i zapomnisz o tym co się wydarzyło – Evelyn próbowała pocieszyć
mnie w drodze do domu. – No i nie przejmuj się Nadią, może i wygrała tę rundę,
ale dopiero jej pokażesz na co cię stać. – To nie ostatnie zawody gdzie
zadrzesz jej nosa. Zobaczysz – przytuliła mnie.
- Masz rację, nie ma co się przejmować. Dobrze, że mam taką
dobrą przyjaciółkę jak ty. Tylko, że to nie nią się teraz przejmuję. Chodzi o
mojego kochanego tatusia – mój głos tonął w ironii – Jeżeli on dowie się, że
jednak zapisałam się na jeździectwo to mnie zabije. Muszę, wymyślić jakąś
wymówkę, kłamstwo, byleby się o tym nie dowiedział.
- A może porozmawiaj z mamą… - podsunęła delikatnie Eve.
- Nie ma mowy. Evelyn, nie zaczynaj nawet tego tematu, nie
chcę się denerwować, a tym bardziej z tobą kłócić.
Eve się
tylko uśmiechnęła i przez resztę drogi nie kontynuowała tego tematu.
Rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim. Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Po
dziesięciu minutach drogi stanęliśmy na światłach i czekałyśmy na zielony
sygnał. Spojrzałam w prawo i ujrzałam w samochodzie obok kilku chłopaków,
którzy z uśmiechem na twarzy przyglądali się nam. Zaśmiałam się cicho pod
nosem, przypominając jak to było z Grace. Nadal bardzo za nią tęskniłam,
wiedziałam, że nie szybko się jeszcze z tym pozbieram. Oczywiście była jeszcze
Eve, jednak nie było to to samo co z Grace. Ją poznałam niedawno, jednak równie
szybko wiedziałyśmy o sobie o wiele więcej i nasza zażyłość rosła. Odnalazłam kolejną
bratnią duszę. Bardzo mnie to cieszyło, potrzebowałam mieć kogoś takiego jak
przyszywana siostra, a Evelyn właśnie się nią stawała.
Kiedy zajechałyśmy na podjazd, dziewczyna się
ze mną pożegnała i odjechała. Otworzyłam
drzwi wejściowe i zauważyłam, ze mama krząta się po kuchni. Rzuciłam szybkie
cześć i ruszyłam w stronę pokoju na piętrze. Nie mogłam za szybko się poruszać,
a moje ruchy były dość nieskoordynowane. Strasznie dziwnie chodzi się w tym
usztywniaczu, ale doktor Lewis zapewniał mnie, że po kilku dniach się polepszy.
Mama natychmiast wychyliła z kuchni i chciała porozmawiać, ale ja powiedziałam,
że nie teraz, bo jestem zmęczona. Powoli wczołgałam się do pokoju, Spike
radośnie mnie przywitał i jak zwykle stanął na dwóch łapach, wylizując mi cała
twarz. Całe szczęście stałam przy drzwiach, przez co nie runęłam na ziemię. Doczłapałam
do łóżka i położyłam się, po czym zapadłam w płytki sen.
Kiedy się obudziłam było mi nieco
ciasno na moim dość dużym łóżku. W dodatku coś mnie smyrało po nosie.
Podrapałam się w tym miejscu i próbowałam z powrotem zasnąć. Jednak po chwili
znów coś mnie łaskotało.
- Spike! Nie możesz znaleźć sobie lepszego zajęcia?! –
wrzasnęłam i podniosłam się na poduszce.
- Jak się spało Robocopie? Przykro mi, ale Spike leży pod
łóżkiem i nie ma zamiaru pofatygować się na górę. – obok mnie leżał wyciągnięty
Gabriel i uśmiechał się zawadiacko.
- Oberwiesz za tego robocopa – rzuciłam w niego poduszką, a
on od razu oddał mi tym samym. – Gabu, kto cię tutaj wpuścił? – nadal próbowała
go trafić poduszką, chociaż ten w ogóle się tym nie przejmował i unikał zwinnie
każdego ciosu.
- Twoja mama.
W końcu złapał mnie za
nadgarstki, uniemożliwiając mi próby unicestwienia go. Przyciągnął mnie do
siebie, chcąc pocałować, jednak ja odwróciłam ze śmiechem twarz. Gabriel nie
czekał ani sekundy dłużej i powalił mnie na poduszki. Usiadł na mnie okrakiem i
położył dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Co powiesz na to?
- Nic.. Chyba muszę się poddać. – poczułam jak jego mięśnie
się rozluźniają, a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek.
Wykorzystałam chwilę jego nieuwagi, wykręciłam się i tym razem to on był na
dole. Złożyłam na jego ustach szybki pocałunek.
- Wygrałam.
- Jesteś tego pewna? – spojrzałam na jego dłonie, które
objęły mnie w biodrach. Już wiedziałam co ma zamiar zrobić. Popatrzyłam na niego
błagalnym wzrokiem, niestety to było już nie uniknione. Chłopak zaczął mnie
łaskotać. Wiłam się i wrzeszczałam, a ten nie przestawał.
- Gab… Błagam, już nie mogę, starczy!
- Wygrałaś?
- Tak, wygrałam!! – nadal się śmiałam i piszczałam, ponieważ
on jeszcze bardziej zaczął mnie łaskotać. – Proszę, już nie mogę!
- Alice, kotku, jeszcze raz się spytam, wygrałaś?
- Nie! Ty wygrałeś, ale daj już spokój!!!
Gabriel
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaprzestał swoich poczynań i
pocałował mnie tak delikatnie, a jednocześnie żarliwie, że myślałam, że
rozpuszczę się w jego objęciach. Opadłam obok niego i wtuliłam się w ciepłą
pościel.
- Która godzina?
- Dochodzi ósma. Alice… Chciałem Cię przeprosić za wczoraj,
za bardzo się zdenerwowałem.
- Wystraszyłam się, byłeś tak zdeterminowany i wściekły, że
naprawdę się wystraszyłam. Ale było minęło. Tylko proszę, postępuj roztropnie w
sprawach z moim ojcem. Pamiętaj, że się o ciebie martwię. A teraz przesłuchanie.–
uśmiechnęłam się. – Czemu cię nie było dzisiaj w szkole? Chyba, że cię nie
zauważyłam to przepraszam.
- Zrobiłem sobie wolne, nie chciałem cię denerwować, ale jak
mi Evelyn powiedziała o wypadku przeraziłem się i to nie na żarty. Jak noga,
długo będziesz musiała to nosić? – spojrzał na stabilizator.
- Dwa tygodnie. Dwa tygodnie będę twoim prywatnym cyborgiem.
– oboje się zaśmialiśmy.
Opowiedziałam
mu o przebiegu wypadku, o triumfie Nadii, o tym, że nie pojadę na zawody, że
bardzo żałuję. Chłopak pocieszał mnie i dodawał otuchy. Powiedziałam o ojcu, że
boję się jego reakcji, kiedy usłyszy o jeździectwie, a kategorycznie mi tego
zabronił. Widziałam, że
Gabriel po raz kolejny się napina. Po chwili wypuścił powoli powietrze i
zapytał się co z mamą.
- Nie wiem. Eve też mówiła, żebym z nią porozmawiała, ale
nie wiem czy to dobry pomysł. Wątpię, żebym dużo tym wskórała.
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.
Posiedzieliśmy
jeszcze z pół godziny, po czym Gabriel powoli zebrał się i obiecał, że przyjedzie
po mnie samochodem. Pożegnaliśmy się i brunet wyszedł. Jeszcze przez długi czas
po jego wyjściu zastanawiałam się nad jego sugestią porozmawiania z mamą.
Miałam dużo obaw, jednak zdecydowałam się, że powinnam to zrobić. Zebrałam się
w garść i zeszłam na dół. Kobieta jak zwykle każdego wieczora siedziała w swoi
gabinecie i myślała, nad jakimiś papierami z pracy. Zapukałam cicho i wsunęłam
głowę do pomieszczenia. Mama popijała kawę i coś kreśliła w zeszycie. Wyglądała
na przemęczoną. Nie chciałam jej niepokoić, ale musiałam wydusić z siebie
chociaż trochę. Może ona by mnie wsparła. Kiedy weszłam i zamknęłam za sobą
drzwi, kobieta zdjęła okulary i spojrzała na mnie, a potem na moją nogę.
- Mamo, musimy porozmawiać…
***
Oficjalnie możecie
mnie zabić.
Miało być często, bo
wakacje i wgl, a znów nawaliłam.
Byłam na obozie,
później z rodzicami i tak szybko zleciało, że nie miałam ani chwili
wytchnienia. No ale nowy rozdział jest i niedługo czeka na was niespodzianka,
ponieważ… Niedługo pojawi się nowy bohater! I nie ukrywam, trochę namiesza w
życiu Alice... A więc do „napisania” ;*
Pozdrawiam,
Bezimienna.
Cieszyłam się z tego rozdziału jak małe dziecko z nowej zabawki :) Jestem ciekawa jak potoczy się rozmowa Alice z matką. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńhttp://tear-it-up-69.blogspot.com/
Aaa! Jest nowy rozdział. Czekam na kolejny. Ciekawi mnie ta nowa postać.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekałam na kolejny rozdział i bardzo się cieszę , że się pojawił : ) . Pozdrawiam i życzę miłego wieczorku ! + lublins.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJestem następny. Tyle czekania się opłaciło :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: slowa-z-serca.blogspot.com
Juz się nie mogę doczekać nowego bohatera:) A co do rozdziału to świetny i ten doktor mmm:)
OdpowiedzUsuńChcę więcej ! :D
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńNieskoordynowane ruchy. xD Eve i jej wytłumaczenie rozwaliło system.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to nie Alice pojedzie na zawody, tylko Nadia. :(
Naciągnięte ścięgno i usztywniacz na dwa tygodnie. Szkoda, że to się wydarzyło, ale może Alice po tym wyjaśni sobie z mamą pewne rzeczy. I najważniejsze żeby powiedziała jej prawdę. Obawiam się tylko o reakcję jej ojca, bo jeśli się dowie to może znowu uderzyć Alice. W końcu znowu zrobiła coś na co się nie zgodził…
Pani Stuart z lekarzem ^^
Wspomnienia o Grace pewnie często będą wracały.
Dobrze, że Eve zaprzyjaźniła się z Alice. Wydaje się być prawdziwą przyjaciółką, na którą można liczyć i polegać.
Gilgotki od Gabu *.* Najsłodsze. ;)
Fajny rozdział. Czekam na następny. :)
Świetny! Warto było tyle czekać! Ciesze sie,że do nas wróciłaś! Z niecierpliwością czekam na next'a. Weny kochana!
OdpowiedzUsuńcuuuudo! <3
OdpowiedzUsuńWitam! No i nadszedł czas na skomentowanie twojego, nowego rozdziału. Nadrabiam zaległości i jest ich tak dużo, że po prostu tego wszystkiego nie ogarniam. Na początek cieszę się, że Gabriel nie popełnił jakiejś głupoty z ojcem Alice, której potem by żałował. O jej, a ja przez chwilę myślałam, że będzie coś na rzeczy z doktorkiem, a Ty tu oznajmiasz, iż pojawi się nowy bohater i namiesza w życiu Alice, no no. Już nie mogę się doczekać, kolejny przystojniak? Chociaż moim zdaniem nikt nie pobije Gabriela, no ale zobaczymy. Co to tego rozdziału jestem mile zaskoczona, że jest taki długi. Lecz mimo to czytało się go szybko i przyjemnie. Eh, szkoda, że Alice nie może wziąć udziału w tych zawodach, tylko zamiast niej ta jędza, ugh. Swoją drogą, zdziwiłam się na końcu, gdyż zdecydowała się porozmawiać z mamą, no ciekawi mnie jak przebiegnie ta rozmowa. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na następny rozdział. I chyba to by było na tyle.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie.
Pozdrawiam :)
http://archangel-and-angel.blogspot.com/
Już myślałam, że pomiędzy Alice a Gabem coś się zepsuje. Myślę, że on tak łatwo nie odpuści jej ojcu. Ja na jego miejscu bym tego nie zrobiła ;C
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jej matka zrobi coś z tym. No cóż... jej ojcu należy się porządny wpierdol( przepraszam). A ta nowa osoba? O matko... coś czuję, że będzie się działo :D
Rozdział cudowny ;* Mam nadzieję, że następny będzie nieco szybciej
Pozdrawiam
Seo
Cześć i czołem :D Tak, wiem.. zaproszenie do siebie zostawiłaś u mnie już... uuu, dokładnie tydzień temu >.< A człowiek tak zapracowany w wakacje, bo przecież głupie filmiki się same nie obejrzą, że nie ma czasu. Dzisiaj zebrałam się w sobie i postanowiłam nadrobić zaległości, dlatego znalazłam chęć na przeczytanie tych piętnastu rozdziałów, uff :) Nie powiem, opłacało się :D
OdpowiedzUsuńNiby takie normalne opowiadanie... jest dziewczyna, chłopak, problemy, miłość, nienawiść, śmierć, ból, pościgi, wybuchy! Poniosło mnie, wybacz ^^" Mimo "zwykłości" tego opowiadania jest ono na prawdę ciekawe i niezwykle miło się je czyta. Na końcu każdego rozdziału pojawia się w głowie pytanie, co będzie dalej i bez zastanowienia biorę się za czytanie następnego. Wartka akcja, prawdziwe emocje - podczas czytania szczerze się uśmiechałam i muszę Ci nawet powiedzieć, że uroniłam łezkę przy rozdziale X, na prawdę wspaniale opisany nastrój na pogrzebie Grace i wzruszająca przemowa Alice :")
Dołączam do grona twoich czytelników i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Przy okazji zapraszam do siebie, zbieram motywujące komentarze do dalszego pisania :)
~ Arawis z keep-ya-far.blogspot.com
Genialne :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :)
~Roxi www.aniaikasia.piszecomysle.pl