czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XIV



            Biegłam ile sił w nogach. Nie patrzyłam na nikogo i na nic. Mijałam domy, samochody i ulice. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia przechodniów. Paliło mnie w gardle, słyszałam świst nierównego oddechu. Dusiły mnie łzy, już ich nie trzymałam, pozwoliłam im swobodnie spływać po policzkach. Droga do domu zdawała się nie mieć końca.
            Przebiegłam przez ulicę i miało co nie potrąciło mnieauto. Kierowca zahamował z piskiem opon zostawiając na jezdni długi, smolisty ślad. Słyszałam jak przeklina, rzucając w moja stronę obelgi. W normalnych okolicznościach zatrzymałabym się i zaczęła oddawać tym samym, jednak teraz nie było na to czasu. Machnęłam na niego ręką i biegłam dalej.
Eveline z początku nie chciała mnie puścić. Bała się o mnie i ja to rozumiałam, jednak w tym momencie myślałam tylko i wyłącznie o Gabrielu. Kiedy ostatni raz go widziałam, z jego oczu można był wyczytać gniew, wściekłość i ogromne zdeterminowanie. Na prawdę chciał coś zrobić mojemu ojcu. Całym sercem pragnął, żeby cierpiał tak jak ja, albo i  jeszcze bardziej, ale Deryl Parker był nieobliczalny. Gabriel nie miał z nim żadnych szans. Miałam najgorsze przeczucia.
                Do domu było już tylko kilkaset metrów. Błagałam w myślach, żeby Gabriel się rozmyślił, uspokoił i zawrócił. Jednak już z daleka spostrzegłam jego motor zaparkowany na podjeździe pod domem. Gdyby moje serce mogło, to już dawno wyskoczyło by z mojej piersi. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Nagle poczułam w nodze przeraźliwie rwący ból. Myślałam, że zaraz się przewrócę. Skrzywiłam się, jednak nie zwolniłam tępa. Nie w tym momencie. Kiedy byłam już pod domem, przystanęłam i znieruchomiałam. Drzwi wejściowe były otwarte na oścież, a Gabriel siedział na schodach na ganku. Miał spuszczoną głowę, nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Widziałam jak ciężko oddycha i zaciska z całych sił pięści. Podeszłam powoli w jego stronę, starając ukryć się grymas bólu. Chcąc nie chcąc i tak utykałam, więc po chwili zauważyłam zaniepokojone spojrzenie chłopaka. Uśmiechnęłam się, tym samym odwracając jego uwagę. Usiadłam obok na schodach i spojrzałam na niego.
- Nie ma go – warknął takim tonem, że przeszły mnie ciarki. Chciałam, żeby poszedł do domu, odpuścił, ale po chwili się zorientowałam, że przecież nie musi.
- I nie będzie przez tydzień. Wyjechał do Monachium na jakąś konferencję. Gabriel, obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz – dotknęłam jego dłoni.
- Alice! – podniósł głos, ale natychmiast się zorientował, że nieco przesadził i zapytał opanowanym już tonem – Czemu ty go ciągle bronisz? – spojrzał na mnie z żalem – Dlaczego nie chcesz odpuścić?
- Nikogo nie bronię. Martwię się o ciebie, rozumiem, że jesteś wściekły i z całego sera go nienawidzisz, ponieważ ja mam to samo. Jednak nie znasz Deryla. Prędzej to on ciebie zabije, niż ty mu cokolwiek zrobisz. Proszę cię, nie działaj na własną rękę.
- Przepraszam, ale tym razem nie mogę ci niczego obiecać – wstał i odszedł.
***
- Mówisz, że wstał i poszedł? – Eveline podała mi kubek gorącej, świeżo zaparzonej zielonej herbaty i usiadła obok mnie na kanapie.
- Tak jak mówię, nie wiem… Niby to dobrze, ale teraz mi go trochę brakuje. Martwię się o niego, gdybyś widziała jak się zachowuje, jak cały się trząsł z nerwów.
- Rozumiem, wcale mu się nie dziwię. Odczekaj trochę, daj mu ochłonąć, wyluzować się. Pewnie musi teraz nad tym wszystkim pomyśleć, zastanowić się co zrobić dalej. Nie oczekuj tylko, że on tak po prostu odpuści, bo widać, że tego tak nie zostawi. Kocha Cię i nie chce, żeby działa ci się krzywda.
- Może i masz racje. Myślisz, że jutro będę mogła z nim porozmawiać?
- Pewnie tak, może nawet dzisiaj zadzwoni. Poczekaj trochę, niedługo się okaże. Jak tam noga?
- W porządku. Myślę, że jest okej… Skąd wiedziałaś kiedy przyjść? Czyżby Gabu do ciebie zadzwonił?
- Mówiłam, że mu na tobie zależy. Nie zostawiłby cię teraz samej. Powiedział mi, żebym do ciebie zajrzała, bo nie najlepiej się czujesz, więc  jestem. Chyba mnie nie wygonisz? – zaśmiała się.
- Oczywiście, że nie, jakże bym śmiała. Dziękuję, że wpadłaś. Obawiam się jutrzejszego dnia w szkole. Dzisiaj odbyło się niezłe przedstawienie, założę się, że po całej szkoły będą krążyć plotki na temat mnie i Erica.
- Nie przejmuj się tymi snobami. Taka już kolej rzeczy, pogadają i odpuszczą, w końcu temat im się znudzi. Najważniejsze, że wiesz jaka jest prawda i nic, ani nikt tego nie zmieni.
                W ten sposób przesiedziałyśmy cały wieczór, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Poobgadywałyśmy niektórych nauczycieli, znane osoby w szkole, usłyszałam nowe plotki i ciekawostki. Okazało się, że w przyszłym tygodniu mam sprawdzian z chemii na który nic nie potrafię. Będę musiała przysiąść i porządnie wykuć cały materiał. Narobiło mi się jednak trochę zaległości.
Pamiętam, jeszcze dwa lata temu mogłam spokojnie uczyć się z tatą. Przysiadł ze mną przy biurku i tłumaczył mi wszystkie lekcje. Pamiętam nawet, jak od czasu do czasu uczyła się ze mną Grace. I wtedy było wszystko w porządku. Nie zauważałam żadnych złych sygnałów.

- Dobra dziewczyny, to co teraz mam wam wytłumaczyć? Geografie już rozumiecie, z matmy to możecie jechać na olimpiadę, także chyba osiągnęliśmy sukces.
- Ma pan racje, ale myślę, że z olimpiadą nie powinnyśmy tak szaleć. Do mistrzów nam jeszcze trochę brakuje. Jak na razie wystarczy piątka ze sprawdzianu. Myślę, że to w zupełności nam wystarczy, prawda? – spojrzała na mnie uśmiechnięta.

- Jasne. Tato, to już chyba będzie wszystko. Dzięki wielkie za wszystko, idziemy się teraz nieco wyluzować, myślę, że pójdziemy na spacer. Wrócę pod wieczór. Nie musisz się o mnie martwić.
- Nie muszę, nie muszę , będziesz z Grace, nic ci nie grozi. No dobrze, idźcie przewietrzcie mózgi, starczy nauki na dzisiaj. Alice – wyjął portfel i podał mi parę funtów. – Trzymaj, kupcie sobie coś na osłodę, myślę, że to was trochę ożywi, bo jak na razie to wyglądacie jakbyście miały zaraz zasnąć.
- Dzięki – dałam mu całusa w policzek i wyszłam za przyjaciółką, zamykając za sobą drzwi.   
                 
Skrzywiłam się na samą myśl o tym, że mogłam wtedy mieć z nim tak bliskie stosunki. Kochany tatuś z kochaną córeczką. Przeszedł mnie dreszcz. Otrząsnęłam się i zorientowałam, że musiałam na chwile przysnąć. Evelyn zostawiła karteczkę, że spotkamy się jutro w szkole. Dopiero pod wieczór zorientowałam się, że moja mama musiała jechać z ojcem, bo o tej porze już dawno powinna być w domu. Spojrzałam na Spike’a. Siedział pod stolikiem i spoglądał na mnie tymi swoimi szczenięcymi oczkami.
- Jesteś głodny, co? - owczarek zaszczekał donośnym głosem i zamerdał ogonem. Poczłapałam w stronę kuchni i wyjęłam z szafki puszkę z jego ulubioną karmą.
- Może być z kurczakiem w sosie? – po raz kolejny usłyszałam potwierdzenie. Uśmiechnęłam się i nałożyłam karmy do miski.
Kiedy pies został nakarmiony, stwierdziłam, że też powinnam coś zjeść. Zrobiłam sobie trochę sałatki i wzięłam do tego kawałek chleba z masłem. Tak zaopatrzona udałam się do swojego pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zorientowałam, że wszędzie panuje bałagan. Nigdy nie miałam czasu go posprzątać.  Dzisiaj również odmówiłam swojemu rozsądkowi i po zjedzeniu kolacji poszłam spać.
***
                Kiedy wyszłam, byłam niemal pewna, że pod domem będzie zaparkowany motor, lub samochód Gabriela. Mojemu zdziwieniu nie było końca, kiedy na schodach czekała na mnie Evelyn.
- Ev? Gdzie jest Gabriel?
- Jeżeli nie chcesz, żebym tutaj była, wystarczyło powiedzieć – uśmiechnęła się do mnie.
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi – przytuliłam ją – Myślałam, że Gabu będzie czekał, zawsze czeka… – powiedziałam rozkojarzona i ruszyłam w stronę szkoły.
- Ziemia do Alice! – pstryknęła mi palcami przed oczami – Wiem, że się martwisz, ale spokojnie. Pewnie miał coś do załatwienia. Może dzisiaj sobie odpuści szkołę, zobaczysz na miejscu. Mamy teraz biologię, a więc będziemy przechodzić obok jego sali lekcyjnej. 
                               Miałam ochotę podejść i zadzwonić do jego domu, ale nie chciałam być napastliwa, więc minęłam jego dom, nie wzbudzając w Evelyn żadnych podejrzeń. Podczas drogi do szkoły powtarzałyśmy ostatnie lekcje, bo bardzo prawdopodobne było, że będą nas pytać. Dobrze, że miałam ją przy sobie. Mniej myślałam o śmierci Grace, o tym, ze jej już nie ma. Nie chodzi o to, że Eve mi ją zastąpiła, po prostu mogłam tyle nie myśleć o wszystkich problemach i nie wracać myślami to tragicznych wydarzeń.
Kiedy szłyśmy przez szkolne podwórko widziałam ciekawskie spojrzenia. Słyszałam ciche szepty, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Byłam dziewczyną najpopularniejszego chłopaka w szkole. Chcąc nie chcąc byłam na to skazana, a wczorajsze zamieszanie dolało oliwy do ognia. Zignorowałam wszystkich i spokojnie weszłam do szkoły. 
                Na biologii okazało się, że profesor oszczędził nam nerwów i odpuścił branie do odpowiedzi. Wszyscy odetchnęli z ulgą, łącznie ze mną. Mimo, że się uczyłam, nie czułam się pewnie i wolałam nie ryzykować. Przez całą lekcję robiłam porządne notatki, żeby nie podpaść nauczycielowi. Raz nawet zapytał mnie o kilka rzeczy, a że uważałam, mogłam mu spokojnie odpowiedzieć. Po chwili Evelyn podała mi karteczkę. Spojrzałam zdziwiona na nią po czym w stronę tablicy, żeby sprawdzić czy mogę spokojnie odczytać karteczkę. Kiedy „teren okazał się czysty”, rozwinęłam pogięty skrawek kartki i przeczytałam jego treść: „Chyba podoba mi się Eric”. Myślałam, że padnę, uśmiechnęłam się do niej, po czym znów spojrzałam na liścik. Wcale jej się nie dziwię, ten chłopak był naprawdę niezły i miał swój urok osobisty, który urzekł pewnie niejedną już dziewczynę. Już miałam jej odpisać, kiedy nade mną stanął pan White.
- Mogę wiedzieć czym się zajmujesz? Bo to na pewno nie jest moja lekcja.
- E… To nic takiego… Przepraszam bardzo.
- Proszę podejść do mnie po lekcji. – odwrócił się na pięcie i z powrotem stanął przy biurku, kontynuując lekcję.
                Zgięłam kartkę i wrzuciłam do kieszeni. Spojrzałam na Evelyn i bezszelestnie poruszałam ustami: po lekcji. Kiwnęła głową i wróciła do robienia notatek. Tak naprawdę, to pewnie myślała o przystojnym brunecie. Że też wcześniej tego nie zauważyłam. Postanowiłam coś z tym zrobić. Kiedy zadzwonił dzwonek udałam się do biurka profesora White’a.
- Rozczarowała mnie pani, panno Parker. Ma pani coś na swoje wytłumaczenie?
Milczałam. No bo co w końcu miałam powiedzieć? Wie pan, musiałam pomóc mojej przyjaciółce w rozterkach miłosnych? Chyba by mnie wyśmiał i pomyślał, że zwariowałam.   
- W takim razie rozumiem. Ma pani szczęście, że wcześniej uważała i że ma pani solidne notatki, w przeciwnym razie wylądowałaby pani w gabinecie dyrektora. Proszę na jutro napisać dodatkowy referat na temat zawarty w książce. Na ocenę. Do widzenia.
- Dziękuję, do widzenia.
                Myślałam, że będzie o wiele gorzej. Referat? Wystarczyło mi jedno popołudnie, żeby spełnić zachciankę nauczyciela. Znając życie i tak go dokładnie nie przeczyta. Odłoży go do szuflady, a ocenę wpisze, jaka mu się będzie podobać. Przynajmniej nie musiałam się tłumaczyć w gabinecie dyrektora.
- I jak? – przyjaciółka wyskoczyła zaraz jak tylko wyszłam z Sali – Bardzo źle?
- Referat, luzik. Trochę pomarudził, ale nic więcej. Napiszę i będzie spokój.
- Przepraszam cię, naprawdę przepraszam, nie chciałam, żebyś miała kłopoty.
- Daj spokój, nic takiego – rozejrzałam się po korytarzu i zauważyłam klasę Gabriela, jednak chłopaka tam nie było, ale spostrzegłam inną osobę, która w tym momencie była bardzo przydatna. Uśmiechnęłam się do Evelyn i ruszyłam w stronę Erica.
- Nie waż się, nie ma mowy, ty chyba sobie ze mnie żartujesz! – złapała mnie za rękę, co mnie nie zatrzymało. – Alice, proszę cię, nie rób mi tego! – jej błagania były na nic, ponieważ już po chwili stałam przed chłopakiem.
- Cześć Eric, co u ciebie słychać? – zapytałam zadowolona ze swojego pomysłu. – Eve miała do ciebie małe pytanie – spojrzałam na blondynkę, która momentalnie stała się cała czerwona. Dziewczyna się nie odezwała, niemal ją zamurowało. – Bo widzisz, Eve bardzo lubi muzykę, kocha śpiewać i chciałaby przyjść na wasz koncert, zresztą ja też bym się wybrała.
- Jasne – spojrzał na blondynkę – Rozumiem. Najbliższy koncert jest w sobotę wieczór w klubie muzycznym „Evidance”. Niedaleko stąd zresztą. Zapraszam – posłał w stronę Evelyn promienny uśmiech, co mnie aż zszokowało. Takiego go jeszcze nie wiedziałam. Zwykle był skryty i bardzo tajemniczy.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, więc trąciłam ją lekko z łokcia w bok. Blondynka się ocknęła i spojrzała na mnie – Dziękuję, wpadniemy, z całą pewnością. Do zobaczenia – odwróciła się i pospiesznie odeszła. Kiedy ją dogoniłam postawiła mi wszelkie możliwe zarzuty i obrzuciła wyrzutami. Ja za każdym razem odpowiadałam to samo – Tak, też cię kocham. Kiedy znudziło jej się ochrzanianie mnie, odpuściła i prowadziła ze mną spokojną rozmowę. Odetchnęłam z ulgą i dziękowałam, że jej usta w końcu się zamknęła. Po lekcjach pożegnałyśmy się, a ja powolnym krokiem ruszyłam w stronę stajni.
***
                - Dzisiaj przeprowadzę eliminacje. Za dwa tygodnie jest wyjazd do Hanoweru na mistrzostwa krajowe. Mogę zabrać ze sobą tylko jedną osobę, także dzisiaj będę musiała podjąć te trudną decyzję. Każdy z osobna będzie musiał się zaprezentować od jak najlepszej strony i dać z siebie wszystko. Na początek ruszacie stępem. Na rogu zaczynacie kłusem. Macie dwa kółka na zaprezentowanie wybranych przez siebie figur . Następnie ruszacie  galopem również dwa kółka. Na koniec macie do pokonania cztery przeszkody: okser, stacjonata, murek i triplebarre. Osoba, która wykona cały przejazd bezbłędnie i zachwyci mnie swoimi umiejętnościami, będzie mogła zaprezentować się przed najlepszymi sędziami w kraju. Zaczynamy od Marthy. Zapraszam.
                Tego nikt z nas się nie spodziewał. Była to dla mnie ogromna szansa. Zdałam sobie sprawę, że rywalizacja będzie zacięta. Najbardziej waleczna będzie Nadia, która pragnie uprzykrzyć mi życie od samego początku. Udałam się do boksu i wyczyściłam Dragona. Zaplotłam mu grzywę w idealne warkocze. Wiedziałam, że to nic nie da w przejeździe, jednak lubiłam kiedy koń ładnie wyglądał. Jedyne czego teraz się obawiałam to, że ból w nodze powróci. Jak dotąd przez cały dzień nic mnie nie bolało, jednak to nie oznaczało, że nie muszę się niczym martwić. Musiałam uważać i kontrolować ułożenie nogi w strzemieniu. Kiedy wyprowadziłam arabka przed ujeżdżalnię, swój przejazd zaczynała właśnie Nadia, więc niedługo była moja kolej. Serce zaczęło mi coraz szybciej bić, jednak musiałam się uspokoić, ponieważ koń wyczuwał niepokój jeźdźca.
- Nadia, bardzo dobry przejazd. Jak na razie jesteś pierwszą kandydatką do wyjazdu, jednak jeszcze przed tobą jest Alice. Nie będę ukrywać, ona również ma wysokie szanse i jest dla ciebie zagrożeniem. Zapraszam, możesz zaczynać – spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Wsiadłam na konia i wjechałam na ujeżdżalnię. Popatrzyłam w stronę Evelyn. Dziewczyna stała przy barierce i trzymała kciuki. Moje spojrzenie powędrowało teraz w stronę Nadii. Widziałam na jej twarzy arogancki uśmiech i pełne pewności spojrzenie triumfu. Zignorowałam ją i skupiłam się na tym, co było teraz.  Wykonałam ukłon i zaczęłam przejazd. Zaczęłam stępem. Po chwili ruszyłam kłusem i zaprezentowałam kilka figur ujeżdżeniowych.
Na koniec zostały mi do pokonania cztery przeszkody. Skupiłam się i nakierowałam Dragona na pierwszą z nich. Odbił się lekko od podłoża i idealnie przeskoczył przez nią lądując spokojnie po drugiej stronie. Kolejna przeszkoda poszła równie gładko jak poprzednia. Zostały nam jeszcze dwie. Noga jak na razie nie dawała żadnych sygnałów więc spokojnie pokonałam również murek. Na koniec została jeszcze najcięższa przeszkoda, której obawiałam się najbardziej. Wykonałam spokojne okrążenie i znalazłam się naprzeciw triplebarre. Jeden spokojny oddech i kilka metrów bliżej, kolejny oddech i dzieliło mnie już tylko kilka metrów od przeszkody. Czas jakby zwolnił. Poczułam napięte mięśnie Dragona, zebrałam wodze i skupiłam się tylko i wyłącznie na wybyciu. Kiedy byłam w powietrzu zaczęłam się cieszyć ze zwycięstwa nad Nadią. Jednak to był błąd, ponieważ póki nie znalazłam się po drugiej stronie, nie było mowy o wygranej. Nagle poczułam w nodze potwornie rwący ból, skrzywiłam się, straciłam równowagę i runęłam na ziemię. Zderzenie z ziemią nie było zbyt bolesne, ponieważ wyłożona była trocinami, jednak myślałam, że będę wrzeszczeć z bólu, który opanował moją nogę. Powstrzymywałam się z całych sił i po chwili wydałam z siebie cichy jęk. Momentalnie podbiegła do mnie trenerka i spytała zaniepokojona – Jak twoja głowa, boli cię? Masz mroczki przed oczami? Kręci ci się w głowie, jak się czujesz?
- W porządku, tylko moja noga… – syknęłam i  sięgnęłam ręką w stronę łydki.
- Spokojnie, Evelyn, pomóż mi  – trenerka postawiła mnie na nogi i objęła z jednej strony. Z drugiej podeszła moja przyjaciółka i również pomogła mi się utrzymać nie dając stanąć mi na urazie. W ten oto sposób zostałam odholowana do szpitala.

***
No więc jest. Tak, wiem, zaraz mnie ukamieniujecie, bo dopiero teraz pojawił się ten rozdział. Nie będę się tyle tłumaczyć, bo jednak zawaliłam. Ale mam nadzieję, że mnie za to nie pobijecie. Tak więc zapraszam do miłej lektury. Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy i że jesteście ze mną. Jesteście wspaniali. Zaczynają się wakacje, więc myślę, że rozdziały będą częściej. W takim razie do „przeczytania”. Pozdrawiam gorąco,
Bezimienna.