Rozejrzałam się po całej sali. Trwała cisza, przyjemna cisza. Wszyscy wpatrywali się w białą trumnę, wszyscy się uśmiechali. Pierwszy raz w życiu byłam na pogrzebie, gdzie ludzie się uśmiechają. Spojrzałam na tłum szukając kogoś, na kim bardzo mi zależało. Musiałam dziwnie wyglądać. Nie miałam już nic do powiedzenia, jednak nadal stałam nieruchomo po środku. Mój wzrok powoli rejestrował wszystkie twarze. Zrobiło mi się gorąco.
Nie było go.
Zeszłam parę stopni w dół nadal uważnie lustrując tłum w kaplicy.
Nie widzę go.
Zawróciło mi się w głowie. Przecież to nie możliwe. Mój oddech przyspieszył, serce mi podchodziło do gardła. Kątem oka zauważyłam ruch i zauważyłam, że zaniepokojony Gabriel podszedł do przodu. Lekko pokiwałam głową, żeby wszystko w porządku. I wtedy go zauważyłam. David nacisnął klamkę i wyszedł z kaplicy. Minęłam zatroskaną mamę Grace i niemal wybiegłam z kaplicy. Gdy wychodziłam, usłyszałam słowa pastora rozpoczynającego modlitwę. Wypadłam na zewnątrz i rozejrzałam się za przyjacielem. Stał oparty o drzewo, z rękoma w kieszeni. Wiedział, ze wyjdę za nim, zrobił to specjalnie, tylko po co. Opanowałam oddech i podeszłam do bruneta.
Chłopak się zmienił. Ściął włosy, zmienił styl, ale chyba najbardziej zmieniło się jego zachowanie. Od czasu naszej rozmowy telefonicznej po głowie błąkały mi się różne wytłumaczenia, scenariusze. Podejrzewałam, że to śmierć Grace miała na niego pływ, albo, że źle mu się układa rodzicami, a może ma problemy w szkole. Ale to czego dowiedziałam się chwilę potem przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
David wbijał we mnie pusty, świdrujący wzrok. Był tak oszałamiająco przenikliwy, że musiałam co chwila spojrzeć w bok, żeby nie stanąć w miejscu. Nie mogłam skonfrontować naszych spojrzeń. To nie była ta sama osoba, którą znałam jeszcze nie tak całkiem dawno. Kiedy byłam coraz bliżej niego moje ciało ogarniał chłód. Bił od Niego. Z każdym krokiem miałam coraz bardziej ochotę znaleźć się jak najdalej od niego. Ale nie mogłam. Musiałam poznać prawdę, co się z nim dzieje, dlaczego traktuje mnie jakbym była obcą osobą.
Stanęłam metr od niego. Spojrzałam mu w oczy. Chłód jaki z nich bił, jest nie do opisania. Jak na złość, tak jak przewidziałam, zaczął padać deszcz. Zerwał się gwałtowny wiatr. Podmuch poderwał moje włosy, które zakryły twarz. Odsunęłam je ręką i opanowałam drżący głos.
- David, wytłumaczysz mi co się dzieje?
Nadal wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem. Nie odpowiedział na pytanie. Widziałam, że jego oddech lekko przyspieszył. W oku zauważyłam niebezpieczny błysk. Ponowiłam pytanie.
- Co się dzieje? - na to pytanie zaśmiał się sarkastycznie, aż mnie dreszcze od góry do dołu przeszedł.
- Co się dzieje? Co się do cholery dzieje?! Alice, moja droga, może ty mi powiesz co się dzieje.
- Przestań, proszę, porozmawiajmy. Na prawdę nic nie rozumiem... Wiem, że możesz być nieco poruszony tym wszystkim, ostatnimi wydarzeniami. Wszystkimi to wstrząsnęło. Tylko nadal nie rozumiem gdzie w tym jest moja wina.. - powiedziałam bardzo ostrożnie widząc jego zwężające i rozszerzające się źrenice.
Przerażał mnie.
- Nie twoja wina?! - wrzasnął. Serce zaczęło mi galopować takim tępem, że myślałam, że długo nie wytrzyma - Słyszysz siebie?!
Obszedł mnie wkoło i położył dłonie na moich ramionach. Jego ścisk był stalowy. Przycisnął mnie do drzewa. Kręciłam głową, czując lodowaty dreszcz i szorstką korę na plecach. Serce łomotało mi nierównym rytmem, czułam jak po skroni spływają mi krople potu, pomimo niewysokiej temperatury. Przymknęłam oczy, żeby uspokoić oddech. Wtedy chłopak mną mocno potrząsnął.
- Kochałem ją! Rozumiesz?! Kochałem.. - powiedział załamanym, lecz nadal groźnym głosem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie jego słów. Zamarłam. Uchyliłam powieki i spojrzałam na jego twarz. W oczach miał łzy, jednak nie przyćmiewały potwornego wzroku.
- Ja.. David, przykro mi, wiem co czujesz...

- To był mój ojciec, nie wiedziałam, że..
- Gówno prawda. - przerwał mi - Wszystko jest twoją winą. Bez ciebie było by lepiej. Żałuję, że Grace cię wtedy wzięła do siebie. To było najgorszą rzeczą jaką mogła zrobić. Nienawidzę cię. Obym cię nigdy więcej w swoim życiu nie widział. - Po tych słowach odwrócił się, postawił kołnierz płaszczu i odszedł.
Najgorszą rzeczą....
Oddech.
Żałuję...
Drugi oddech.
Twoja wina...
Kolejny.
Nienawidzę...
Cios prosto w serce. Usłyszeć takie słowa, od tak bliskiej osoby. Wzięłam głęboki oddech i odsunęłam się od drzewa. Poczułam przeszywający ból między łopatkami i cicho jęknęłam. Cała sukienka przemokła mi do ostatniej nitki. Zobaczyłam na korze krwawy ślad. Skupiłam się żeby dojść do samochodu Gabriela. Będę silna. Nic takiego się nie stało. Żyję. To wszystko nie jest prawdą. To mi się śni. Mijałam kolejne nagrobki. Do parkingu już zostało mi kilkadziesiąt metrów. Widok rozmywał mi się przez łzy.
- Już koniec? - oparłam głowę o maskę, zamknęłam oczy i odpłynęłam.
***
- Wejdę tam z tobą. Nie ma żadnych dyskusji. Jesteś wyczerpana, zmęczona, na dodatek ranna, muszę cię odprowadzić.
- Gabriel, mówiłam...
- Ja już cię nie słucham. Jesteś kochana, ale martwię się. Postaw się na moim miejscu.
Przewróciłam oczami. Chcąc, nie chcąc musiałam się zgodzić. Nie miałam siły na kłótnie z nim, a wiedziałam, że prawdziwe piekło szykuje się w domu. Byliśmy w szpitalu. Lekarz opatrzył ranę na moich plecach. Miałam dość głębokie rozcięcie, więc musiał zszywać. Fizycznie czułam się dobrze, za to psychicznie byłam wrakiem. Za dużo się na mnie zwaliło. Opowiedziałam Gabrielowi od początku do końca co się wydarzyło. Tak samo jak ja nie mógł pojąć tego wszystkiego. To jest nienormalne. Najlepszy przyjaciel, a gdy przyjdzie co do czego pokazuje swoje oblicze. Oczywiście. Nie obwiniam go za to, ponieważ możliwe, że przez ogromny szok, jego zachowanie się zmieniło w ten sposób. Nie chciałam się nad tym dłużej zastanawiać. Lepiej zapomnieć, ale nie na zawsze. Za jakiś czas spróbuję się odezwać do Davida. Będzie to trudne, ale nie odpuszczę sobie tego.
Była godzina dwudziesta trzecia. Gabriel zajechał na parking i pomógł mi wysiąść. Byłam tak wyczerpana, że nie mogłam ustać na nogach. Miałam na sobie zbyt dużą bluzę chłopaka, ponieważ moja sukienka została doszczętnie przemoczona i trwale uszkodzona. Spojrzałam na dom. Światła na dole były zapalone, więc starzy nie spali. Niedobrze.. Cieszyłam się, że Gabu wejdzie ze mną, jednak obawiałam się, że popadnie w konflikt z moim ojcem, co teoretycznie było nieuniknione. Zaraz usłyszymy teorie i pytania typu: "porwałeś moją córkę!" czy "gdzie byliście, co robiliście?!". Dzisiejszy wieczór będzie piekłem na ziemi. Dlaczego to wiedziałam? Wystarczyło włączyć telefon i spojrzeć na ilość nieodebranych połączeń. Było ich tak dużo, że rejestr już ich nie zapisywał. Cud, że jeszcze policja nas nie poszukuje.
- Gotowa?
- A mam inne wyjście?
- Możemy jechać do mnie, już mówiłem.
- I co? W końcu będę musiała wrócić. Daj spokój, miejmy to już za sobą.
Wzięłam go za rękę i otworzyłam drzwi. Gabriel lekko domknął drzwi. Ledwo weszliśmy, ojciec już stał w przedpokoju. Wiedziałam, że tak będzie..
- Tato, pozwól mi to wytłumaczyć..
- Kochana, nie ma czego tłumaczyć. Byłaś na pogrzebie przyjaciółki, to przecież oczywiste - uśmiechnął się życzliwie.
Byłam w S Z O K U.
- Nie jesteś zły? - musiałam się upewnić, czy to co usłyszałam było prawdą.
- Nie jestem, cieszę się, że sobie poradziłaś sama. Mama trochę się martwiła, ale wiedzieliśmy gdzie pojechałaś. Jest już późno, leć na górę. Usprawiedliwiłem ci dzisiejszą nieobecność.
- Dziękuję... - powiedziałam z niedowierzaniem. - Gabriel, chodź.. - ruszyłam w stronę schodów.
- Dziesięć minut i kolega wychodzi.
- Jasne, dziesięć minut, dobranoc.
Kiedy byliśmy w pokoju odwróciłam się do chłopaka z miną, jakbym zobaczyła ducha.
- Widziałeś?
- Tak. Też nic nie rozumiem. Zmienię ci opatrunek i uciekam, późno już, a nie chcę się narazić twojemu ojcu.
Gabriel szybko zrobił to co obiecał i na koniec przytulił mnie do siebie. To było to czego najbardziej w tej chwili potrzebowałam. Odprężyłam się i wszelkie napięcie mnie opuściło.
- Zostań.. - jęknęłam cicho.
- Wiesz, że z przyjemnością, no ale.. ehkem.. - spojrzał w stronę drzwi.
- Masz rację, przyjedziesz jutro po mnie?
- Samochodem ma się rozumieć.
- Motorem.
- Na prawdę? - spytał ze zdziwieniem - A to proszę, przekonałaś się do mojego cudeńka? Jak sobie życzysz, jutro będę czekał, punkt 7.30.
- Dzięki - pocałowałam go, chwilę potem nie było już go w pokoju.
Usiadłam dezorientowana na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie nie było Spike'a. Zaniepokoiłam się nieco, ale jeśli nie było go u mnie, to znaczy, że spał u mamy na kolanach. Zasłoniłam żaluzje i spojrzałam w stronę drzwi, które otwarły się donośnie skrzypiąc.W progu stał nikt inny, jak kochany ojczulek. Co gorsza, już wcale nie wyglądał jak wtedy, kiedy nas witał. Teraz miał ściągnięte, zaostrzone rysy, twarz czerwoną z nerwów, pięści zaciśnięte. Nie wróżyło to nic dobrego. A więc grał dobrego tatę, w rzeczywistości był taki sam jak zawsze.
- Chyba musimy poważnie porozmawiać. - wszedł do pokoju i zatrzasnął drzwi. Zaczęłam modlić się w duszy, żeby pojawił się Gabriel. Kiedy ojciec ruszył w moją stronę, zamarłam. Nie było już ucieczki...
***
Rozdział krótki. Krótka notka ode mnie. Dzięki za 10 tys wyświetleń. Kocham was ♥
Pozdrowienia, Dżoana ;*